Justin’s POV:
Podniosłem się dziś z łóżka w
miarę wcześnie. Poszedłem pod prysznic, który pozwolił mi się do końca obudzić
i zapaliłem papierosa, który spowodował, że zrobiło mi się nie dobrze. Palić na
pusty żołądek, to wcale nie był dobry pomysł. Zbiegłem ze schodów, chcąc jak
najszybciej zrobić sobie jakiekolwiek śniadanie. Stanęło na kanapkach z
czekoladą, uwielbiałem je. Mógłbym codziennie się nimi zajadać, bez kitu, były
nieziemskie. Tak samo jak kakao. Ogólnie czekolada i wszystko co było z nią
związane zawsze były mile przyjmowane przez mój żołądek.
Usiadłem wygodnie w fotelu i
wyciągnąłem nogi na stolik przede mną. Wszyscy chyba jeszcze spali, albo
pojechali gdzieś. Nie miałem pojęcia, a jednocześnie niezbyt mnie to
interesowało. Bywały i takie dni, że mieliśmy się serdecznie dosyć. Właśnie
ostatnio tak miałem. Miałem serdecznie dosyć Bruce. Nie mogłem nawet na niego
patrzeć chwilami. Wkurwiał mnie prawie każdą czynnością, jaką wykonywał. Ale
wiedziałem, że muszę się ogarnąć, że tak nie da się pracować, że coś się
zjebie, a interesy były najważniejsze. Pochłonąłem zawartość talerza i
wstawiłem go do zmywarki. Nagle drzwi otworzyły się i do domu wpadł Spencer.
- Ty się już kurwa czujesz, jak u
siebie. – zauważyłem.
- Nie chciałem was budzić.
- A tak otworzyłeś te drzwi, że
prawie z zawiasów wyleciały. – powiedziałem, przechylając szklankę herbaty.
- Nie czepiaj się tak, właściwie
przyszedłem do ciebie.
- Huh, zaczyna robić się ciekawie.
Przeszedłem do salonu,
poprawiając szare dresy. Pokazałem mu gestem dłoni, by zajął jakieś miejsce,
grzecznie mnie posłuchał. Usiadł, rozpalając papierosa i przystawił sobie
popielniczkę w swoją stronę.
- Jak sprawy z Sędzią?
Zaśmiałem się pod nosem, wygodnie rozkładając się na fotelu, opierając
ręce na oparciach. Stopy, oparłem jak wcześniej o etażerkę. Spencer, był
wtajemniczony w mój plan.
- Patric wykonał moje polecenie,
więc wszystko się zaczęło. Nie zamierzam się śpieszyć. – powiedziałem, bawiąc
się palcami u prawej dłoni.
- Uwzględniasz mnie jeszcze w tym?
- Jasne. Chłopcy o niczym nie
wiedzą. Nie chce mi się kłócić z Bruce, ostatnio i tak nonstop to robimy. To
staje się pojebane powoli. – zmierzwiłem swoje włosy, ciągnąc za ich końce.
- Wiesz, że jestem do twojej
dyspozycji, w razie czego, Bieber?
- Jasne, wiem. Gdy będę czegoś
potrzebował, dam ci znać.
Spencer wstał, rozprostowując
powoli swój kręgosłup, wypychając swój brzuch w przód. Wydawało mi się, że
ostatnio troszkę mu się przytyło, ale nie od ćwiczeń, tylko od tych chińskich
świństw. Nie mógł się tak zapuszczać. Dobrze wiedział, na czym polega całe to
gówno.
- Przestań tyle w siebie pakować. –
pocisnąłem mu. Wszyscy wiedzieli, że bywam do przesady szczery, to było
normalne już.
- Zajmij się kurwa sobą.
- Stary, mówię to z czystej troski. Gdy
przestaniesz być sprawny, pożegnamy się, niestety. – poklepałem go po ramieniu.
- Właściwie – zaczął – co ty chcesz
zrobić sędziemu?
Obdarzył mnie zaciekawionym
spojrzeniem i wyczekiwał odpowiedzi. Zawsze byłem zdecydowany, wszystko miałem
zaplanowane wcześniej, a teraz? Był to chyba jeden z pierwszych przypadków,
gdzie działałem spontanicznie. Zwłaszcza ten przypadek, powinien obchodzić mnie
szczególnie, prawda?
- Chcę sprawić, by cierpiał, jak mu
to obiecałem.
Kelsey’s POV:
Zajęcia w szkole ciągnęły się w
nieskończoność. Zwłaszcza, że szczególnie dziś, z niecierpliwością czekałam aż
wyjdę z tego budynku. Siedząc na stołówce, obok Kate, ukradkiem spojrzałam na
plecak, w którym były ciuchy Justina. Na samą myśl, uśmiech pojawił się na
mojej twarzy i straciłam siłę w dłoniach.
- Co się z tobą dzieje, Kelsey? Cały
dzień jakbyś bujała w obłokach. – potrząsnęła mną Kate.
Przeniosłam na nią swój wzrok,
który był rozproszony. Nie wiedziałam czy patrzę dokładnie w jej oczy.
- Mówiłam ci o co chodzi po prostu
denerwuję się przed..
- Przed w sumie pierwszą oficjalną
randką, tak, pamiętam to uczucie.. – Kate popatrzyła w przestrzeń, pewnie
przywołując wspomnienia ze swojej pierwszej randki w życiu.
- To wcale nie jest randka, K. Mam
mu oddać ubrania.
- Komu masz oddać ubrania, Kels?
Usłyszałam znajomy głos zza
siebie. Ujrzałam Travisa, który właśnie siadał obok mnie. Był chyba jedynym
chłopakiem, który się o mnie troszczył. W końcu byliśmy ze sobą kiedyś przez
jakiś czas. Choć wydaje mi się, że niewiele zmieniło się z jego strony. Czasami
zachowywał się, jakby był za mnie odpowiedzialny nadal. Uh.
- Nie ważne. – ucięłam krótko. – Jak
mija dzień?
- Bardzo dobrze, co dziwne
zaliczyłem egzamin z biologii, na który nie umiałem kompletnie nic. –
uśmiechnął się, nadgryzając swoją trzypiętrową kanapkę, zawsze takie miał. – A
wy, jak tam?
- Jeszcze angielski. – jęknęła Kate,
która chciała wyjść stąd tak samo szybko jak i ja.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, który
sygnalizował uczniom, że czas zebrać się już w klasie. Zarzuciłam plecak na
jedno ramię.
- Świetnie, dopiero co zdążyłem
zacząć. – zawinął swoje drugie śniadanie w złotko i ukrył w najmniejszej
kieszeni plecaka. – Widzimy się za godzinę. – machnął, chyba tylko do mnie.
- Ten chłopak nigdy się w tobie nie
odkocha, Jones. – skomentowała.
Przewróciłam oczami i obie
udałyśmy się korytarzem na pierwsze piętro. Z lekcji nie wyniosłam nic,
kompletnie. Siedziałam, obserwując wskazówki zegara, co jeszcze wydłużało mi
czas, to zauważyłam pod koniec.
- To macie zrobić w domu. – pani
McCourtney rozdała wszystkim kilka spiętych ze sobą kartek, jako prace domową.
Wydęłam usta w bezradności i włożyłam je w książkę, która następnie wylądowała
w plecaku.
Po minucie wszyscy wypadli z
klasy, wiedząc, że właśnie zaczęliśmy weekend. Razem z Kate, zmierzyłyśmy w
stronę szafek, by zostawić niepotrzebne książki i wziąć te, z których będziemy
musiały skorzystać w domu.
- Pamiętaj, żeby się zabezpieczać,
dziecino.
- Postradałaś zmysły? – warknęłam ze
zdenerwowaniem. – Zaczynasz mnie denerwować tymi swoimi chorymi teoriami.
- Uspokój się, tylko żartuję. Ja po
prostu, uh.. – westchnęła, zamykając swoją szafkę. – Chciałabym, żeby wszystko
było okej. Znam cię bardzo dobrze, Kels i wiem, że ktoś taki jak Justin nie
będzie..
- No dziewczyny, podwieźć was? –
przerwał jej Travis.
- Po mnie przyjeżdża mama, jedziemy
na zakupy. – klasnęła w dłonie, zmieniając nagle mimikę swojej twarzy na aż
zbyt podekscytowaną.
- Dam sobie radę. – posłałam mu
uśmiech, widząc, jak patrzy na mnie wyczekującym spojrzeniem.
- Nalegam. Dawno nie rozmawiałem z
twoją mamą, nie oglądaliśmy razem filmu i uważam, że powinniśmy to zmienić. –
podszedł do mnie i delikatnie ujął moją dłoń.
- Cóż za romantyczna scena.. –
usłyszałam głos, dochodzący z pobliża.
Odwróciłam się, widząc go
ubranego w ciemne, dośc obcisłe spodnie z niskim krokiem, biały t-shirt a do
tego czarne buty z długim, białym jęzorem i czarną czapką z daszkiem do tyłu.
Nabrałam głębokiego oddechu. Stał jakieś 10 metrów za mną, opierając się o łuk,
przy wejściu, a jednocześnie i wyjściu głównym.
- Ale myślę, że twoja pieprzona
Julia, nie jest taka chętna, jakbyś pragnął, więc dobrze ci radzę, żebyś ją
kurwa puścił. – przestał opierać się o marmurowy łuk i zrobił krok do przodu,
wkładając dłonie do kieszeni.
Zorientowałam się, że Travis
nadal trzyma moją dłoń blisko siebie. Wyrwałam ją lekko, obdarzając go
przepraszającym wzrokiem. Nie chciałam by cierpiał, ale może to był jedyny sposób,
by w końcu dać mu do zrozumienia, że nie ma już na co liczyć.
- A kim ty przepraszam do cholery
jesteś, by mi rozkazywać, hm? – podparł się pod boki. – Znajdujesz się w mojej
szkole i nie wiem dlaczego w ogóle wpuszczono tu takiego kogoś, jak ty. – objął
wzrokiem Justina.
Zaśmiał się pod nosem, będąc już przy mnie. Poczułam jego obecność, nie
musząc się nawet odwracać.
- Kelsey, powiedz temu frajerowi po
co tu jestem, bo gdy ja to zrobię, będzie leżał na ziemi, błagając o litość. –
patrzyli sobie w oczy, a ja rozpoznałam już ton jego głosu.
- Justin jest tu po mnie, Travis. Odpuść,
uwierz mi. – zrobiłam krok w tył, dotykając torsu Justina plecami.
- Jasne, „odpuść”. – zacytował mnie i zaśmiał się, zbliżając do Justina. Był
dobrze zbudowany, to prawda, ale o biciu nie miał pojęcia, a co najważniejsze,
nie wiedział przed kim stoi. – Myślisz, że możesz mi mówić co mam robić i
zachowywać się, jak lepszy ode mnie? Myślisz, że Kelsey..
Zanim zdążył dokończyć swoja myśl, Justin przyłożył mu pięścią w twarz,
tak, że Travis wylądował na drzwiach od mojej szafki, zamykając je. Miejsce
natychmiast poczerwieniało. Chwycił go za rękę w nadgarstku.
- Myślę, że mogę ci mówić co masz
robić – wykrzywił mu rękę w przeciwną stronę – myślę też, że jestem lepszy od
ciebie – znów wykręcił jego rękę, a Travis, starając się ustać na prostych
nogach, syknął z bólu. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, patrząc na Kate ona
miała ten sam problem. – I jestem wręcz pewien, że Kelsey woli wyjść teraz ze
mną, niż patrzeć na twój zjebany ryj.
Justin wzmocnił swoją dźwignię na
rękę Travisa, tak, że słyszałam jak coś mu się tam przestawiło.
- Na miłość boską, złamiesz mu rękę!
– Kate podeszła do nich, odciągając Travisa, który drugą ręką podtrzymywał tą,
nad którą znęcał się Justin.
Oddychał dość szybko, cofnął się
do mnie. Widziałam jak jego ramiona unoszą się nieregularnie. Położyłam dłoń na
jednym z nich, a on niemal natychmiast ją strząsnął.
- Na przyszłość, radzę myśleć, co
mówisz gówniarzu, bo kolejnym razem, twoja zasrana przyjaciółka, będzie zbierać
cię z podłogi. – syknął, łapiąc mnie z nadgarstek i ciągnąć w kierunku wyjścia.
- Justin, Justin! – próbowałam
wydostać się z jego uścisku, całą drogę do samochodu, ale na darmo. – Puszczaj
mnie do cholery!
Justin jakby mnie nie słyszał.
Drugą dłonią, złożoną w pięść uderzyłam go w biceps kilkakrotnie, by zwrócić na
siebie uwagę. Niespodziewanie przycisnął mnie do drzwi swojego samochodu, a
nasze twarze znalazły się w odległości zaledwie kilku centymetrów, tak, że
prawie nasze nosy się stykały. Moja głowa znajdowała się pomiędzy jego dłońmi,
które oparł o auto. Poczułam jego miętowy oddech w swoich nozdrzach.
- Nie rób scen przed własną szkołą,
kochanie i przestań zachowywać się jak suka. – powiedział bardzo cicho, wręcz
sycząc. Nasze nosy już się nie stykały, lecz co innego praktycznie tak. – Teraz
grzecznie zapomnisz o tym, co stało się przed chwilą i spędzimy ze sobą bardzo
miły czas, hm? – wyszeptał wprost w moje usta.
Po chwilowym, nierównomiernym
oddechu, odsunął się ode mnie i wskazał dłonią, bym zajęła należne mi miejsce.
Bez słowa, ruszyłam, obchodząc samochód. Po chwili siedziałam już obok Justina,
który z piskiem opon odjechał z parkingu. Czułam się nieco zdezorientowana.
- Gdzie mnie zabierasz? – zdecydowałam
się normalnie z nim rozmawiać. Bo nie miałam najmniejszej ochoty się z nim
kłócić.
- Zobaczysz. – odpowiedział bez
emocji, nawet się na mnie nie patrząc.
- Hej, chciałeś, żeby zapomniała,
więc sam tez to zrób. – wysunęłam się w przód, obserwując jego twarz.
- Podasz mi papierosa? Są w schowku.
Otworzyłam schowek jednym przyciskiem,
zauważając białą paczkę papierosów, wyjmując i podając mu jednego. Zapalił go,
uchylając okno, by wypuszczać przez nie dym. Wysunęłam telefon z kieszeni
jasnych spodni i napisałam mamie, że jadę do centrum z koleżankami, wyjaśniając
to Justinowi, który niemal natychmiast się zdenerwował. Nie rozumiałam czemu we
wszystkim musiał szukać problemu, najwidoczniej taki już był i chyba nic nie
mogło go zmienić, skoro miał..
- Justin? Ile ty masz lat?
- A na ile wyglądam? – uniósł jeden
kącik ust, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
- Jakieś 19? – powiedziałam,
zamykając jedno oko i marszcząc usta.
- Prawie, shawty. 20, dokładnie 29
października.
- Oh, czyli będę musiała dać ci
jakiś prezent. To już za dwa miesiące. – podskoczyłam nieznacznie na siedzeniu.
- Skąd wiesz, czy wtedy będziemy ze
sobą w ogóle rozmawiać?
Jego pytanie wywołało we mnie coś
dziwnego. Obawę, strach? Coś pomiędzy tym, bo w sumie zrobiło mi się bardzo
smutno na myśl, że nie rozmawialibyśmy ze sobą. Niby od niedawna się znaliśmy,
ale zdążył się już zakorzenić.. we mnie?
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć
ze swojego życia?
- Tego nie powiedziałem. Ale uwierz
mi, Kelsey. Sama będziesz chciała odejść.
Pokręciłam głową bezradnie,
przenosząc na niego wzrok. Zaciskał lekko szczękę. Byłam pewna, że chodzi mu o
jego przeszłość, a w sumie to czym zajmuje się nadal. Nigdy nie zastanawiałam
się, jak to mogłoby wpłynąć na mnie, bo nie miałam powodu by o tym myśleć.
- Wiesz.. – zaczęłam, bawiąc się dłońmi,
które leżały na moich udach. – Nie jesteś taki zły, jak ci się wydaje, nie
każdy uważa cię za chodzącego diabła.
- Kelsey. – powiedział stanowczo. –
Nie masz pojęcia o czym mówisz. – zaśmiał się smutno.
To chyba nie był dobry czas na
prowadzenie takich rozmów. Po kilku ostatnich spotkaniach z Justinem i jego
stosunku do napotkanych ludzi, można było dużo wnioskować. Nie wiem, czy to ze mną
było coś nie tak, ale nie traktowałam tego, jako powód do tego, by przestać z
nim rozmawiać, czy żeby skreślić go z listy swoich znajomych. Był człowiekiem,
a ja każdemu daję szansę.
- Jesteś taka sama, jak inni. –
syknął znienacka. – Uważasz tak samo, jak wszyscy. Zawsze będziesz gardzić tym
co robię i nigdy, nigdy tego nie pojmiesz. – skręcił w prawo, w stronę centrum.
- Skoro jestem taka sama jak
wszyscy, dlaczego wieziesz mnie w samochodzie? – usiadłam bokiem na siedzeniu,
a przodem do niego, ignorując przepisy. – Skoro jestem taka sama jak Travis,
dlaczego tracisz na mnie swój czas? Jeżeli myślisz, że nigdy cię nie zrozumiem,
dlaczego zawracasz mi głowę?! – podniosłam głos, wyrzucając dłonie w powietrze.
Justin przejechał językiem po
swojej górnej wardze, zmieniając bieg. Zatrzymał się, ponieważ było czerwone
światło. Przeniósł na mnie swój wzrok.
- Musisz być tak wkurwiająca i
nachalna? – wysunął głowę nieco w przód, mrużąc powieki.
- To ty chciałeś mnie dziś gdzieś
zabrać, przypominam ci, panie Bieber. – skrzyżowałam dłonie na piersiach.
- Lubię cię, Jones i więcej tego nie
powtórzę, jasne?
Rozszerzyłam oczy i uśmiechnęłam
nieśmiało. Serce zabiło mi szybciej a dłonie zacisnęły na kolanach.
- Czy Justin Bieber właśnie przyznał
się do jakiegoś uczucia?
- Co ty gadasz? – zdenerwował się.
- Lubisz mnie, lubisz mnie, lubisz
mnie! – powtarzałam, pokazując na niego palcem.
- Przestań się wydurniać, bo zmienię
zdanie. – pogroził mi, poprawiając swoją czapkę.
- Oho, już się boję, patrz jak drżę.
– potrząsnęłam rękoma, podstawiając mu je pod niemal samą twarz.
Justin gwałtownie skręcił,
parkując przed jakimś budynkiem, a ja niemal spadłam z fotela.
- Nienawidzę cię. – mruknęłam,
łapiąc się klamki, tym samym otwierając drzwi.
Usłyszałam jego chichot, a po upływie sekundy
ujrzałam jego twarz, wpatrującą się we mnie. Znajdowaliśmy się na jednej z ulic
w centrum miasta, rzadko tu bywałam. Rozejrzałam się dookoła, nie orientując
się, że stoję na środku ulicy. Nieoczekiwanie, poczułam, jak ktoś obejmuje mnie
w pasie i przenosi kawałek dalej.
- Nie dość, że wkurwiająca, nachalna
to jeszcze z wadą wzroku. – powiedział z wyrzutem. – Prawie potrącił cię
samochód.
- A ty znowu mnie uratowałeś. –
zbliżyłam się do niego, ukazując swoje zęby w nieśmiałym uśmiechu. – Dziękuję i
obiecuję, że..
- Zdaje mi się, że jeszcze nie raz
to usłyszę, Jones. – ruszył w przód. – Idziesz, czy będziesz tak stała i
czekała na niewiadomo co?
Dołączyłam do niego. Szliśmy ramię w ramię
chodnikiem, mijając ludzi. Prawie każda dziewczyna zawieszała wzrok na moim
towarzyszu, co zaczynało mnie już denerwować, ale faceci też nie pozostawali
obojętni. Byłam pewna, że którykolwiek by się do mnie odezwał, zostałby
zapoznany z pięścią Justina. Skarciłam się w duchu za tą myśl i odchrząknęłam
cicho. Nawet nie zauważyłam, gdy Justin zatrzymał się przy jakichś drzwiach.
- Żartujesz sobie? – powiedziałam,
patrząc na szyld sklepu.
- Myślisz, że przywiózłbym cię tu
dla żartów? – widziałam na jego twarzy zmieszanie. Zrobiłam kilka kroków w
przód.
- Właściwie dlaczego miałabym tam
wejść? Nie rozumiem.
- Przyda ci się coś ładnego.
Otworzył drzwi, sugerując mi
wejście do środka. Zaczesałam kosmyk włosów za ucho i przekroczyłam próg
szklanych drzwi. W środku sklepu było dużo półek i szerokich wieszaków,
stojących na środku sklepu. Po mojej prawej mieściła się kasa, czyli szeroka,
drewniana, elegancko zdobiona lada. Od razu wiedziałam, jakich cen można się tu
spodziewać, co wywnioskowałam też po szykownych szyciach.
- Witam, w czymś mogę pomóc? –
usłyszeliśmy głos ekspedientki.
Zająknęłam się, oglądając w tył
na Justina. On zawsze wiedział co powiedzieć no i był do bólu szczery. Nie
interesowało go, co inni o nim myślą. Cecha ta w sumie była często przydatna.
Moja nieśmiałość za to, zaczynała naprawdę utrudniać mi życie.
- Poradzimy sobie sami. –
odpowiedział jej Justin, uśmiechając się, tak, jak tylko on potrafił.
Ruszył w przód, kładąc mi dłoń
na plecach i popychając mnie. Syknęłam i zdecydowałam się, by w końcu czegoś
dotknąć po kilku ładnych rundkach. Moje oko zawiesiło się na zwykłym białym
staniku, gdzie miseczki łączone były cienkim paseczkiem. Odszukałam odpowiedni
rozmiar dla siebie i spojrzałam na Justina, który stał nieopodal mnie,
oglądając fikuśne, czerwone komplety bielizny. Spotykając się z moim wzrokiem,
zrobił z ust literkę ‘o’, rozszerzył oczy i wypuścił powietrze. W jednej dłoni
trzymał wieszaczek z bielizną a drugą pokazywał kciuka uniesionego ku górze.
Przewróciłam oczami i tupnęłam nogą, by do mnie podszedł.
- Nuda.. – zanucił, widząc, co
trzymam w dłoni.
Zacisnęłam wargi, zasysając je do
środka. Podeszłam do wieszaka, przy którym przed chwilą stał Justin i chwyciłam
jeden z czerwono-czarnych staników z koronką. Posłałam mu wyzywające spojrzenie
i zmierzyłam do przymierzalni, wiedząc, że idzie za mną.
Justin’s POV:
Widząc, jak Kelsey wzięła jeden z
tych staników, byłem pewien, że żartuje. Nie była z typu dziewczyn, które noszą
takie rzeczy. Przecież nie chciałem jej do niczego zmuszać, tylko je oglądałem.
Gdy ruszyła w stronę przebieralni, aż ścisnęło mnie w środku, na wyobrażenie
sobie jej w tym staniku.
Po drodze zauważyłem wiele
innych, które zainteresowały moje oko i wziąłem jeszcze jeden, czarny, który
cały był z koronki. Wiedziałem, że to ten. Nabrałem głębokiego oddechu i
dorównałem jej kroku. Gdy skręciła w prawo, zauważyłem dwa miejsca na
przymiarkę, zasłonięte zielonymi zasłonami. Byłem tuż za jej plecami, gdy
zmierzała do pierwszej. Zasunęła mi to coś przed oczami, posyłając szyderczy
uśmieszek.
Prychnąłem, kręcąc głową.
- Kelsey. Załóż ten. – wsunąłem dłoń
z czarnym stanikiem do środka, trącając jej ramię.
- Jesteś pewien? – ujęła ode mnie
bieliznę.
- Zdecydowanie. – odsunąłem się
kilka kroków, opierając o ścianę.
Wyobrażałem sobie, jak się
przebiera, mając nadzieję, że mi się pokaże. Choć znając ją, zje ją wstyd,
zarumieni się i będzie po zabawie. Nerwowo stukałem butem o wyfroterowaną
podłogę.
- I jak? – spytałem.
- Jest.. Uhm.. Dobry. – powiedziała,
słyszałem zadowolenie w jej głowie.
- Pokaż się, Jones.
- Nie ma mowy! Nawet o tym nie… -
nie dokończyła bo odsunąłem zasłonę, widząc ją bez bluzki. Na mojej twarzy
gościł uśmiech. – Justin! Natychmiast to zasuń! – okryła się rękoma i obróciła
tyłem do mnie, dzięki czemu widziałem tylną część, która znajdowała się na
plecach. Wyglądało to cholernie seksownie, z jej ciemnymi, długimi włosami.
- Ekhem, Kelsey. – chrząknąłem,
wskazując palcem na lustro, które znajdowało się przed nią. Widziałem niemal
całą ją, co naprawdę było czymś niewyobrażalnie podniecającym. Nie była podobna
do żadnej dziewczyny, z którą spałem wcześniej. Miała idealne, nieskażone
ciało. Piękne, zgrabne i nienaruszone.
- Uh! – warknęła, puszczając się i
wyrywając mi zasłonę z rąk. Zasunęła ją, wyzywając mnie pod nosem.
- Bierzemy go. – stwierdziłem,
opierając się o ściankę małej przebieralni.
Po chwili zdenerwowana dziewczyna wyszła,
wręczając mi czarny, koronkowy stanik, krzyżując ręce na piersi. Wyglądała, jak
małe dziecko, któremu coś się zabrało. Prychnąłem lekko.
- Przestań. Dlaczego tak się
denerwujesz?
- Podglądałeś mnie! Nie miałeś żadnego
prawa, Justin! Jak mogłeś w ogóle..
- Jesteś piękna. – przerwałem jej,
przenosząc wzrok na nią, ze swoich butów.
Jak
zwykle zaskoczyłem ją, obserwując bacznie jej policzki, które po chwili
zaróżowiły się. Uśmiechnąłem się delikatnie mimowolnie i ruszyłem do lady,
mijając ją. Przeszedłem ponownie przez całą tą masę bielizny i dotarłem do
kasjerki, by zapłacić.
- Justin, to jest strasznie drogie.
– usłyszałem cichy głosik za sobą.
- „Nie przejmuj się tak wszystkim.”. To twoje słowa.
Położyłem na ladę nasz zakup i
sięgnąłem do kieszeni, po swój portfel.
- Doskonały wybór, myślę, że pańska
dziewczyna będzie w tym wspaniale wyglądać. – uśmiechała się szeroko.
Położyłem na ladę studolarowy
banknot, oczekując reszty, gdy usłyszałem te słowa. Przeniosłem wzrok na tą
kasjerkę, która nie zdawała sobie sprawy z tego, co mówi, a później na Kelsey,
która stała tuż obok mnie, przyglądając się całej transakcji. Uśmiechnęła się
do mnie, a ja obserwowałem, jak kurczowo objęła się ramionami.
- Zapraszamy ponownie. – wysunęła
małą, papierową torebeczkę z logo sklepu, którą ująłem, podając Kelsey. Po
chwili opuściliśmy sklep.
Wsiedliśmy do auta, zapiąłem pas
i wiedziałem, że muszę ją już odwieźć do domu. Miała pojebane zasady dotyczące
wyjść. Rygor w jej domu, czasem mnie przerażał. Ta dziewczyna, nie wiedziała co
znaczy wolność, a ja pragnąłem jej to pokazać i przybliżyć. Chciałem ogólnie
otworzyć ją trochę bardziej na świat, wiedząc, że to będzie trudne no i nie
wiedząc dlaczego tego chcę.
- Dziękuję ci Justin. Znów. –
powiedziała, kładąc swoją dłoń na mojej, gdy zmieniałem bieg. Były to jej
pierwsze słowa od kiedy ruszyłem auto kilka minut temu. – Smild 850. – dodała.
- Nie denerwuj mnie, Jones. –
wyprostowałem się na fotelu. – Zrobiłem to, bo twój poprzedni po prostu
zniszczył.. się – dokończyłem, nie chcąc opowiadać jej mojej całej kłótni z
Bruce.
Bruce zbliżył
się do mnie i wyrwał z dłoni, to co tak kurczowo trzymałem. Zdążyłem złapać go
za zapięcie, lecz Bruce nie zamierzał odpuścić. Szarpnął materiał tak mocno, że
z łatwością rozpruł się. Zacząłem oddychać przez nos, bo niewiarygodnie się
wkurwiłem.
- Co kurwa zrobiłeś? – powiedziałem sycząc ze złości.
- Wydaje mi się, że zepsułeś rzecz należącą do swojej
dziwki. – splunął.
Natychmiast uderzyłem go w twarz z całej
siły pięścią. Okręcił się i przytrzymał ściany, by się nie wywrócić na schody.
Poczułem czyjeś dłonie na swoich barkach, Arthur.
- Po pierwsze, ty nie masz prawa jej tak nazywać. –
zrobiłem krok w przód, wyrywając się od mojego przyjaciela. – Po drugie ty to
zniszczyłeś. – podniosłem go, szarpiąc za jego koszulkę. – A po trzecie nie
będziesz mi kurwa rozkazywał, co mogę, a czego nie.
- Nie
musiałeś tego mówić. – odparła, odkręcając swój wzrok na szybę.
- O co ci
chodzi? – uderzyłem lekko w kierownicę. – Znów masz ten dziwkarski ton głosu,
za który mam ochotę wyrzucić cię z samochodu.
Czułem
na sobie jej wzrok. Nachyliłem się, by wyjąć ze schowka obok niej swoje
papierosy. Wyjąłem jednego i rozpaliłem czym prędzej, by nieco się uspokoić.
- O co ci
znowu chodzi, Justin? Nic złego nie powiedziałam! – wyprostowała gwałtownie
swoje ciało. – Nie odpowiada ci mój pieprzony ton głosu?!
- Tak,
właśnie tak. – odpowiedziałem, zaciągając się dymem.
- To mogę
się w ogóle do ciebie nie odzywać! – podniosła głos.
Spojrzałem
na nią spod ukosa, przyśpieszając, by jak najszybciej odstawić ją na miejsce i
mieć spokój. Przynajmniej teraz, mogłem rozkoszować się ciszą.
Skręciłem
w prawo, skąd było już naprawdę niedaleko do domu jej przyjaciółki. W ogóle nie
miałem ochoty się z nią żegnać. Nie miałem ochoty na nią patrzeć. Mała, pyskata
suka na za dużo sobie pozwala.
- Jesteś
problemem, którego dawno powinienem się już pozbyć. – nie wiedziałem, że
powiedziałem to na głos.
-
Natychmiast się zatrzymaj.
- Jak to
kurwa się zatrzymać? – zdziwiło mnie, to co usłyszałem. Myślałem, że zaczniemy
się znów kłócić.
- Po
prostu się do cholery zatrzymaj! – krzyknęła.
Zatrzymałem auto, skręcając lekko na pobocze.
Wokoło nas były tylko domy mieszkalne, a ulica nie była aż tak ruchliwa. Nie
gasząc silnika, czekałem co teraz nastąpi.
Dziewczyna odpięła swój pas, chwyciła małą,
papierową torebkę w dłoń i chwyciła za klamkę, przyciskając ją.
- Co do
kurwy nędzy?
- Skoro
jestem twoim problemem – położyła moje ubrania na siedzeniu, wyjmując je ze
swojego plecaka, będąc już na zewnątrz auta – więcej nie stanę ci na drodze.
Trzasnęła drzwiami auta, odchodząc w przód. Patrzyłem
na jej sylwetkę, która coraz bardziej oddalała się od mojego samochodu.
- Kurwa..
– mruknąłem, uderzając otwartą dłonią w kierownicę. Zmierzwiłem swoje włosy,
ciągnąc za ich końce.
Byłem
wściekły, że zawsze moja złość musiała wygrywać. Nigdy nie znajdywałem sposobu
na to, żeby ją powstrzymać, żebym to ja zwyciężył, a nie ona. Przełomem mogłem
nazwać właśnie tą chwilę, bo poczułem, że chcę z nią walczyć, że to ja chcę
wygrać.
Otworzyłem
drzwi, głośno nimi trzaskając, nawet nie zamykając auta.
- Kelsey!
– krzyknąłem.
Dziewczyna po chwili zatrzymała się w miejscu,
ale nie odwróciła się. Dystans kilkunastu metrów pokonałem zaledwie w kilka
sekund. Stojąc tuż za nią, westchnąłem cicho, nie wiedziałem co zrobić.
Odwróciła
się a w jej oczach zauważyłem smutek, dziwnie błyszczały. Miałem głęboką
nadzieję, że nie chciała płakać. Zrobiłem krok w przód i dzieliło nas tylko
kilka centymetrów. Staliśmy na środku drogi, co zupełnie mnie nie obchodziło.
Niewiele myśląc, przyciągnąłem ją do siebie, kładąc obydwie swoje dłonie na jej
biodrach. Dotknąłem jej ust swoimi i zamknąłem oczy, pozwalając oddać się tej
chwili. Rozchyliłem jej miękkie wargi swoimi, czując jaki dreszcz mnie
przeszywa. Czułem mały opór z jej strony, który zniknął, gdy nasze języki się
złączyły, delikatnie się smakując. Przesunąłem swoją dłoń na dolną część jej
pleców. Pogłębiłem nasz pocałunek, przez mały jęk w jej usta, gdy poczułem, że
swoją dłoń wplątała w moje włosy, a drugą jeździła po moim karku. Całowaliśmy
się dość namiętnie, co odcinało mi momentami oddech, czego nie czułem chyba
nigdy. Przeszywający mnie dreszcz od szyi, aż po lędźwie był tak przyjemny, że
przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, likwidując jakąkolwiek przerwę pomiędzy nami.
Ssąc jej dolną wargę, delikatnie ją ciągnąc, odsunąłem się o zaledwie kilka
milimetrów. Położyłem dłonie na jej policzkach, kciukami jeżdżąc powoli po
linii jej żuchwy.
- Do
zobaczenia, Kelsey. – szepnąłem, patrząc jej prosto w oczy.
Odsunąłem się od dziewczyny i wróciłem do
samochodu, czując w brzuchu coś niewytłumaczalnego. Kelsey Jones. Zaśmiałem się pod nosem.
~~*~~
Dziękuję za poprzednie komentarze i wiadomości prywatne.
Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.
Bardzo o to proszę!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i czekam na następne
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział, ale czasem denerwuje mnie Justin, tak bardzo bipolarny jest, że po prostu ugh. Ale it ak końcówka była ciekawa i wgl akjafkfhlfkj czyżby Justin się zakochał? To uczucie w brzuchu.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, życzę weny i miłego weekendu x
@luvbiebsandmint
rozdział ciekawy kocham takie opowiadania nie mogę się doczekać a ż będą razem pisz szybko następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, cieszę się, że akcja między Kels a Justinem rozwija się coraz bardziej! <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że taki krótki komentarz, ale jestem chora i nie mam siły pisać ;/
Odezwij się do mnie na gg! <3
hidden-enemies.blogspot.com
cudowny ......poprostu cudowny.....
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
OdpowiedzUsuń