5.03.2015

[10] Forgive me.

Kelsey's POV:
        Siedziałam w tym cholernym samochodzie, trzymając zakupy na kolanach. Dokładnie przyglądałam się sytuacji pomiędzy Justinem a Liamem. Cholera, dobrze nie było. Dlaczego on był taki zazdrosny? Przecież tylko rozmawialiśmy. Okej, znałam go od kilkunastu minut, ale to nie zmienia faktu, że po prostu toczyliśmy najzwyklejszą w świecie rozmowę. Przecież tak nie można. Kto by to wytrzymał? Czy Justin ma być jedynym facetem, z którym można będzie mi rozmawiać?
        Westchnęłam i zanim zdążyłam oprzeć się o siedzenie, poruszyłam się, a całe moje ciało wyrwało się w przód. Justin uderzył Liama pięścią w twarz tak, że tamten wylądował na ulicy, trzymając się kurczowo za nos, który krwawił. Rozszerzyłam automatycznie oczy i za chwilę usłyszałam hałas zamykanych drzwi, który sygnalizował, że Justin wsiadł do auta.
- Dlaczego go uderzyłeś?!
        Chłopak odpalił silnik i z piskiem opon odjechał z tego miejsca. Spojrzałam w boczne lusterko po swojej stronie i ujrzałam nowo poznanego chłopaka, stojącego na środku. Przyglądał się nam. W miarę zwiększania prędkości, Liam stawał się coraz bardziej niewidoczny.
- Justin! Dlaczego to zrobiłeś?!
- Zamknij się i o nic już kurwa nie pytaj, rozumiesz?!
          Chłopak przyśpieszył jeszcze bardziej i kiedy licznik wskazywał 160km/h nabrałam haustu powietrza, modląc się, by to nie był ostatnie sekundy mojego życia. Nie chciałam się nawet do niego odzywać i na niego patrzeć.
         Justin zatrzymał się po dłuższej chwili na podjeździe swojego domu! Nie pomyślałabym, że poznanie jakiegoś nieznajomego chłopaka, będzie równało się z poznaniem czterech innych.
Chłopak wysiadł z auta bez słowa. Nie wiedziałam co mam robić. No co? Może miałam tu na niego zaczekać? Gestem dłoni ponaglił mnie, bym wysiadła. Z niemałym zdezorientowaniem po chwili dołączyłam do niego. Nim główne drzwi otworzyły się, chciałam coś powiedzieć, ale nie zostało mi pozwolone. Justin nie zwracał na mnie uwagi, a ja przekroczyłam próg domu.
- Co do k.. - urwał jakiś ciemny blondyn w luźnej flanelowej koszuli. Przystojny był.
- Proszę poznaj Kelsey, to Marcel.
        Uśmiechnęłam się nieśmiało, serio nie wiedziałam co mam zrobić. Marcel objął mnie wzrokiem i jego mina ze zdezorientowanej zmieniła się w szeroki uśmiech. Kurde! Zapewne oblałam się rumieńcem. Chciałam stamtąd uciec. Justin wyrwał do przodu i skręcił w prawo, jak mniemam do salonu.
- Kelsey! - zawołał. 
        Kurwa co to ma znaczyć? Nieśmiało ruszyłam w przód, a gdy przechodziłam obok Marcela, poczułam jego mocne perfumy, podobne do tych, którymi psika się Justin. Stojąc w progu pokoju, w którym siedziało trzech kolejnych facetów, poczułam, jak moje kolana miękną. Wszyscy byli tak dobrze zbudowani i podobnie ubrani. Robili wrażenie, a no i ich miny. Wszystkie pary oczu były skierowane w moją stronę. 
- Co ty odstawiasz, Bieber? - odezwał się jeden w czarnym T-shircie.
- Przedstawiam wam dziewczynę, która bardzo lubi zawierać nowe znajomości. - zaśmiał się kpiąco. - Może chciała zabawić się z niegrzecznym chłopcem.
          Moje oczy rozszerzyły się gwałtownie, a chłopaki nadal nie wiedzieli o co mu chodzi. Zresztą ja też już nie wiedziałam o czym on mówi. Justin podszedł do mnie tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami.
- Ale chyba nie jest świadoma tego, że wcześniej zadarła z diabłem. 
         Jego tęczówki były dużo ciemniejsze niż zwykle. Możecie nie wierzyć, ale serio się go przestraszyłam. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach, ale wiedziałam, że za wszelką cenę muszę je powstrzymać. 
- Nie rozumiem o co ci chodzi, Justin. - szepnęłam.
          Westchnął cicho, a ja poczułam jego miętowy oddech zmieszany z dymem papierosowym. Idealne połączenie z domieszką samego Justina. Przygryzłam wargę, czując jak przepełnia mnie napięcie, czekając na jego napięcie.
- Jesteś dziwką. - splunął. - Poznałaś kolesia w sklepie i już szłaś z nim do domu, by cię pieprzył! - krzyknął i przeczesał dłonią swoje włosy. - Jak ja mogłem być kurwa taki głupi i ślepy, by nie widzieć, że za tą ładną buźką i pięknie uczesanymi włosami, kryje się ktoś taki, jak wszystkie inne, których mam już potąd! - zrobił dłonią kreskę w powietrzu nad swoją głową.
        Nie mogłam uwierzyć w to co mówił Justin. Niestety nie udało mi się powstrzymać łez. Czułam jak strumienie ściekają po moich policzkach. Pieprzone uczucia! Jak on śmiał tak się do mnie odnosić?! Pieprzony dupek! Co ja sobie myślałam? Że on się zmieni specjalnie dla mnie? Nie wierzę w to, po prostu stałam jak wrak człowieka. Przeniosłam wzrok na jednego z jego kumpli, który wstał do mnie. Pamiętam go, to był Aron, ten który nakrył nas w pokoju Justina, gdy pożyczał mi swoje ubranie, gdy pierwszy raz tu byłam.
- Hej, Kelsey, odwiozę cię do domu. - położył mi dłoń na ramieniu.
- Może i ty chcesz skorzystać? Myślę, że tobie też da. - zaśmiał się Justin a jego spojrzenie, było cholernie przeszywające, pełne gniewu. Nigdy go takiego nie widziałam. - Weź ją sobie i tak mi się już znudziła udając cnotkę. 
- Nienawidzę cię. - szepnęłam niekontrolowanie. - Nienawidzę tego co mi zrobiłeś, Justin. Nie wiem jak mogłam się tak bardzo mylić co do ciebie. - pociągnęłam nosem. Co ja miałam mu powiedzieć? I tak go to nie interesuje. Pragnęłam znaleźć się jak najdalej od niego i wszystkiego co z nim związane. - Mam nadzieję, że więcej cię już nie zobaczę, zniknij z mojego życia raz na zawsze. 
         Moje oczy piekły od stale napływających łez. Jego mina nieco zrzedła a oczy nieco zmniejszyły. Nie zaciskał już pięści, ale odwrócił ode mnie wzrok. Czyżby zabolało go to, co powiedziałam? Ruszyłam biegiem w kierunku wyjścia, mając jedno, jedyne pragnienie w sercu. Nigdy więcej go nie zobaczyć. 


Justin's POV:
- Jesteś popierdolony! Co to miało znaczyć?! - Bruce podniósł się z kanapy i podszedł do mnie. 
- Odpieprz się ode mnie. - mruknąłem, chcąc zniknąć a najlepiej zapaść się pod ziemię.
- Bieber! - ryknął. 
         Stanąłem z nim twarzą w twarz i zorientowałem się, że wszyscy czekają na wyjaśnienia. Co ja miałem im powiedzieć? Ja pieprzę to wszystko już! Wszystko to jest już przeszłością, no z wyjątkiem tego czegoś, co wróciło do MOJEGO miasta. Trzęsły mi się dłonie!
- Liam wrócił do miasta.
          Ich twarze pobielały. Wiedziałem, że taka będzie ich reakcja. Kilka lat temu udało nam się rozprawić z nim tak, że uciekł. Uciekł przed nami ze strachu o własne życie. Mimo, że był to mój brat, niczego nie pragnąłem bardziej niż jego śmierci. Przynajmniej tak mi się zdawało do niedawna. 
- Szedł z nią. Szedł z Kelsey.. - czułem jak się łamię. - Chciał ją odprowadzić do domu, spotkali się w sklepie. 
- Ona nie wie, prawda?
        Moje milczenie oznaczało jedno. Nie powiedziałem jej, bo po co? Co by to zmieniło? Było za późno, bo i tak już go znała! Pieprzony dupek wplątał ją w swoje gówniane życie jednym "cześć". To była moja wina! Gdyby mnie nie znała.. Byłem pewien, że on nie zrobił tego przypadkiem. Nie znalazł się w tym sklepie i o tej samej godzinie co ona przez pieprzony przypadek. On to zaplanował. Najgorsze było to, że nie znałem jego planów i bałem się jak cholera, że coś jej zrobi. Biednej, małej Kelsey.. Mojej Kelsey.. 
- Jak to jest kurwa możliwe? - Jason pokręcił głową i razem z Marcelem wyszli z domu.
          Zagryzłem wnętrze policzka. Co to miało być? Poczułem jak pieką mnie oczy! Nie..
- Nie powinieneś jej tak traktować. - wtrącił Aron. - Ona nic nie zrobiła! Nawet nie wiedziała z kim rozmawia! Spieprzyłeś wszystko, Bieber.
- Myślisz, że nie wiem?! Uważasz się za pieprzonego wszechwiedzącego eksperta do spraw związków? - prychnąłem.
- Schowaj swoją dumę do kieszeni i biegnij za nią. Jest późna godzina, a ona wybiegła sama, znasz tą okolicę. 
- Pieprzę to.  
         Bruce popchnął mnie na ścianę, przytrzymując jednym przedramieniem, które przycisnął nieco poniżej mojej szyi. Patrzył na mnie wzrokiem, jakim nie patrzył dawno. Miał przyśpieszony oddech.
- Zawsze musisz być takim dupkiem? - syknął. - Ta dziewczyna nie jest niczemu winna i jeśli ty po nią nie pojedziesz, ja to zrobię. Gdybym był na jej miejscu nie wybaczyłbym takiemu skurwielowi, jakim dla niej byłeś. 
- Przestań, Bruce i puść mnie.
- Nie skończyłem, Bieber. Nie przerywaj mi. - docisnął mnie mocniej. - Wiem, że zależy ci na tej małej i myślę, że ty sam jeszcze tego nie wiesz. Znam cię i widzę to po tobie, nigdy się tak nie zachowywałeś. Kelsey nie jest dziwką i nie zasłużyła sobie niczym na takie traktowanie. Jeśli masz jaja to biegnij i chociaż ją przeproś. - spuścił głowę i puścił mnie. - Już nigdy może nie trafić ci się ktoś taki, jak ona. 
- Tak bardzo się bałem, że on coś jej zrobi. - pękłem.
         Moje oczy zaszkliły się a za chwilę poczułem, jak wypływają mi łzy. Szybko otarłem je wierzchem dłoni i odsunąłem się nieco od Bruce.
- Módl się, by jej słowa, że cię nienawidzi nie były prawdą, bo sam ci wtedy przypierdolę. 
         Zamknął się ze mną w męskim uścisku i poklepał po plecach. Przymknąłem oczy i odetchnąłem głęboko i dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak wielkim jestem dupkiem. Co ja narobiłem?
- Nie myśl teraz o Liamie, tylko o sobie. Nim zajmiemy się później, nie pozwolimy, by znów popsuł nam to, na co tyle pracowaliśmy.
           Odsunęliśmy się od siebie i nieznacznie uśmiechnąłem się. Chwyciłem kluczyki do swojego czarnego samochodu i wyminąłem go, gdy na drodze stanął mi Aron. Powiedziałem mu, by ją pieprzył. Kurwa.. Spojrzałem mu w oczy, ale jego wzrok był już łagodny.
- Kto by pomyślał, że Bieber się rozpłacze? - zaśmiał się i uderzył lekko w ramię. - Dla byle kogo nie uroniłbyś nawet łzy, dobrze o tym wiesz.
           Nie odpowiedziałem mu, tylko przytuliłem jak swojego brata. Wybiegłem czym prędzej z domu i po chwili siedziałem już za kółkiem. Z piskiem opon ruszyłem z podjazdu. Tak bardzo się o nią bałem. Wjechałem na drogę i ruszyłem w stronę, w którą poszła, bo tylko ta prowadziła do jej domu. Przyśpieszyłem od razu, by jak najszybciej ją odszukać. Po chwili ujrzałem dziewczynę, która szybkim krokiem szła po poboczu. Będąc przy niej zwolniłem i uchyliłem okno. Jej twarz była cała we łzach, kurczowo obejmowała swoje drobne ciało, było chłodna. Co ja zrobiłem...
- Wsiadaj. - powiedziałem stanowczo.
- Nigdy w życiu.
- Wsiadaj!
         Kelsey zaczęła biec. Naprawdę nie chciała mnie widzieć? Była wściekła. Kto by nie był? Zajechałem na pobocze i wysiadłem z samochodu. Rzuciłem się za nią i po chwili ją dogoniłem.
- Czego nie rozumiesz w słowach, że mam nadzieję, że nigdy cię już nie zobaczę i żebyś zniknął z mojego życia?!
- Jak widać nie zrozumiałem niczego. - wzruszyłem ramionami.
- Dlaczego jesteś takim pieprzonym sukinsynem?! 
          Objąłem ją wzrokiem i poczułem coś dziwnego. Coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Było to pozytywne, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mogłem pozwolić odejść jedynej osobie, która sprawia, że żyję. 
- Ten pieprzony sukinsyn jest w tobie tak zakochany, że oddałby wszystko by cofnąć czas i wszystkie swoje słowa, byś nie musiała przez niego płakać. 
          Nie wierzyłem, że to powiedziałem. Nie planowałem tego, ale to była pieprzona prawda. Czy chce, czy nie muszę się z tym w końcu pogodzić do jasnej cholery. Też jednak mam uczucia, chyba.
- Kocham cię, Kelsey. Pozwól mi o ciebie dbać i cię bronić. Pragnę tego. - ująłem jej twarz w dłonie i złączyłem nasze usta. Wcale nie protestowała. 


____________________________________
Przepraszam za tą ogromną przerwę! --> BRAK WENY

obserwujcie to konto, jeśli jesteście chętni do czytania mojego nowego opowiadania z Justinem, które rusza już niedługo! ---> KLIK

KOMENTUJCIE! 20 kom = nowy rozdział!