12.10.2014

[3] What the hell?!



Kelsey’s POV:
     Susząc na szybko włosy, usłyszałam wibracje swojego telefonu. Serce zabiło mi jakoś szybciej i uderzyłam się w głowę tym gorącym, powoli przepalającym się urządzeniem. Jaka ja jestem głupia, niezdara – wszyscy mają rację. Wysuszyłam włosy niemal do końca i szybko je wyszczotkowałam. W drodze do swojej sypialni związałam je w niedbały, luźny koczek i ujęłam w dłoń wibrujące wcześniej urządzenie.

Od: *Justin*
„To niedługo się okaże.”

    Rozszerzyłam oczy i położyłam dłoń na swojej lewej piersi, pod którą wariowało coś, dzięki czemu żył każdy człowiek na ziemi. Rzuciłam telefon na łóżko, a sama naciągnęłam na siebie luźną, białą sukienkę. Za oknem promienie słoneczne bogato oświetlały moje okno, więc domyśliłam się, że jest naprawdę ciepło. Wcisnęłam stopy w czarne baleriny i otworzyłam drzwi, chcąc zejść na dół. Stawiając stopę na pierwszym stopniu, usłyszałam szepty z dołu. Od razu poznałam do kogo należały dwa głosy. Pierwszy do mojego ojca – Sędzi Worktown, miałam świadomość, że jest on znienawidzony w świecie zbrodni, niejednego wsadził już za kratki – drugi do jego kumpla z pracy – Jeremy’ego Parkera. Ojciec nigdy nie dzielił się żadnymi faktami ze swojej pracy. Ściśle tajne – tyle razy to już słyszałam. Przywykłam, że ojciec nigdy nie będzie do końca bezpieczny, ale obiecywał, że nic mu się nigdy nie stanie. Miał możliwość wzięcia ochrony, ale nigdy z niej nie skorzystał, mówił, że jej nie potrzebuje. Rzeczywiście, jak na razie tak było. Nigdy nie czułam jakiegoś zagrożenia, które  by na niego czyhało, a jednak i tak bałam się o niego. W końcu był moim ojcem. Nie wyobrażałam sobie, by cokolwiek mogłoby mu się stać, nie brałam takiej opcji pod uwagę.
- To już kolejne ostrzeżenie, Harry. Nie można tego tak zostawić. Sam dobrze powinieneś o tym wiedzieć. – mówił Parker.
- Wiem jak sobie z tym poradzić, jasne? Nie potrzebuję adwokata. – zaśmiał się, bo Jeremy właśnie takie miał stanowisko w Sądzie.
- Zawsze byłeś odważny. Listy z pogróżkami już przechodziłeś, ale rozstrajanie silnika, majstrowanie przy zamkach i systemie alarmowym, dwuznaczne zdjęcia w skrzynce. – wyrzucił ręce w powietrze. – Ciesz się, że twoja żona ani córka jeszcze tego nie widziały! Jak im to wytłumaczysz, hm?
     Nastała cisza, a ja zeszłam jeszcze kilka schodków w dół, bezszelestnie. Ojciec chodził w tą i z powrotem. Ubrany był w szarą koszulę i ciemne jeansy. Na etażerce leżał stos białych kartek i kilka zdjęć, ale nie mogłam dojrzeć co na nich jest.
- O niczym się nie dowiedzą. Nie ma takiej potrzeby, nie będę ich martwił. – odchrząknął, składając ręce jak do modlitwy, przysuwając do ust. – Nie ucierpią przeze mnie. To o mnie chodzi tym kryminalistom, a ja zupełnie nie wiem, który może chcieć się na mnie zemścić.
- Dobrze wiesz, że to nie skończy się dobrze. – dodał Jeremy. – Zrób coś z tym, Jones.
- Tato.. – powiedziałam cichym głosem, opierając się o łuk salonu.
- Cholera, Kelsey.. – mruknął zawiedziony. Pragnął, bym ani ja, ani mama o niczym się nie dowiedziała. Niestety. Los tak chciał.
- Co to ma znaczyć?! – brzmiałam naprawdę poważnie jak na 18latkę.
- Kochanie, to nic takiego. Poradzę sobie z tym, przecież dobrze wiesz. – uśmiechnął się do mnie, wyciągając ramię, by mnie nim objąć. Odsunęłam się, mnąc krótki rękawek sukienki.
- Kto ci grozi? – brnęłam dalej.
- Kelsey, nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Pamiętasz co ci obiecałem? – spojrzał mi w oczy, które były zaszklone. – Że tobie i mamie nic się nigdy nie stanie.
    Skrzyżowałam ręce na piersi, kurczowo się obejmując.
- Tu chodzi o ciebie! Naprawdę nie widzisz, do czego to wszystko prowadzi?! Przecież jeszcze chwila i… - nie skończyłam dokończyć zdania, ponieważ nagle rozległ się olbrzymi hałas.
- Padnij! – krzyknął Parker.
     Nim zdążyłam się zorientować, leżałam na ziemi, a tata trzymał dłoń na mojej głowie, bym się nie podnosiła. Usłyszałam dźwięk tłuczonej szyby i wydałam z siebie stłumiony krzyk. Nie wiedziałam co się dzieje. Leżałam w bezruchu, a wokoło panowała grobowa cisza. Ojciec podniósł się po chwili i podszedł do stłuczonego okna.
- Co to było do cholery?! – krzyknęłam a z moich oczu leciały łzy.
- Kelsey..
     Nie chcąc go słuchać, chwyciłam poduszkę z sofy cisnęłam w niego. Nigdy nie doszło do czegoś takiego, nie mogłam uwierzyć, nie mogłam się uspokoić, mój oddech był nierówny i trzęsły mi się dłonie. - To był zamach na twoje życie, rozumiesz?! Ktoś chce cię zabić! – wrzasnęłam, ściskając pięści.
- Kurwa mać! – wrzasnął Jeremy, wyciągnął telefon i chciał wybrać jakiś numer, na co mój ojciec położył dłoń na jego wyświetlaczu, by mu to uniemożliwić.
- Zawieź Kelsey do szkoły, proszę, ja zajmę się tym – wskazał ruchem głowy na szybę – i tym – podniósł z podłogi nabój, który ją wybił.


Justin’s POV:
Wczorajszy dzień…
- Mogę?
- Skoro musisz.. – westchnąłem obojętnie.
     Bruce stanął niedaleko mnie, a ja odkładając telefon podszedłem do okna, nawet na niego nie patrząc.
- Justin. To nie jest tak jak myślisz.
- A jak kurwa jest?! Stwierdziłeś, że nie można zostawić mnie samego, bo wpakuję się w jakieś gówno. – przymrużyłem oczy. – A wiesz co ci powiem? Wpakowałem się w nie już dobrych kilka lat temu, gdy cię poznałem. Od tego dnia moje życie jest jedną wielką kupą gówna. – splunąłem.
- To prawda. Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Byłeś pierwszy, który dołączył do mnie, znam cię najlepiej z nich wszystkich, tak jak i ty mnie. Doskonale wiem, że można na tobie polegać, tak jak i ty wiesz, że czasami wpadasz w szał, który pakuje nas w kłopoty.
- Co ty mi kurwa chcesz przez to powiedzieć?
- To, że bez ciebie to już nie to samo. – nigdy nie słyszałem, by mówił coś takiego. – Nie chciałem by to co mówiłem wtedy przed klubem tak zabrzmiało, byłem wściekły, bo nie chcę żebyś kiedykolwiek.. – zrobił pauzę. – To pojebane. – mruknął.
     Podszedłem bliżej niego, wzrok mając wbity w podłogę. Wyczuwałem dziwną troskę w jego głosie. To było dość nienaturalne i aż dziwne.
- Nie chcę żebyś tam wrócił. Po prostu kurwa ci na to nie pozwolę, rozumiesz? – przejechał dłonią po swoich ciemnych włosach. – Wolałbym zrobić to, co należy do ciebie, żebyś nie musiał kolejny raz przechodzić przez to gówno.
- Nie rób ze mnie pizdy, Bruce. To nie sprawi, że nagle zaczniesz mi na nowo ufać. – obróciłem się do niego tyłem. – Spierdoliłem raz. Trzy lata temu, to zajebisty powód by odsunąć mnie od grubszych akcji. – zaśmiałem się. – Więc śmiało, zrób to.
      Zorientowałem się, że staliśmy już twarzą w twarz, tak dosłownie, bo byliśmy tego samego wzrostu. Czułem, jak szybko wali mi serce i jak próbuje uspokoić oddech.
- Nie, Bieber. Po jaką cholerę mam to robić?! – podniósł głos. – Czemu musisz być takim chujem?!
- A ty czemu zawsze musisz mieć wszystko pod kontrolą? Czasem decyzje podejmowane spontanicznie są najlepsze, jeszcze się tego nie nauczyłeś?
- Spontanicznie zabiłeś Scotta, traktujesz to, jako najlepszą decyzję?! – wrzasnął.
     Ująłem go za fragment koszulki i przycisnąłem do ściany. Kipiała ze mnie złość, której musiałem dać wydostać się na zewnątrz. Zacisnąłem szczękę.
- Nie wiesz jak poczułem się, gdy ten śmieć zginął z mojej ręki. Nie wiesz, jak było mi błogo, patrząc jak zdycha pod moimi stopami, jak wlepiał we mnie wzrok, myśląc, że mu jeszcze pomogę. Nie masz kurwa pojęcia jak zajebiście poczułem się, że osoba, która zniszczyła mi życie nabiera ostatniego oddechu. – miałem chyba obłęd w oczach. – Nie żałuję. – szepnąłem. – Gdybym miał możliwość, zrobiłbym to jeszcze raz, kolejny a później znowu i tak w kółko.
     Puściłem go, rzucając, czyli dociskając go jeszcze do ściany. Odsunąłem się, ciągnąc za końce moich włosów. Nienawidziłem wracać pamięcią w przeszłość. A jednak ona uwielbiała wracać do mnie.

Kilka lat wcześniej…
- Wynoś się z tego domu! – wrzasnąłem.
- Mam takie samo prawo na bycie tutaj, jak ty!
- Jesteś tylko pierdolonym błędem, który zdarzył się mojej matce 17 lat temu! Niczym kurwa innym!
     Podszedł do mnie, popychając na ścianę. Jego niebieskie oczy, błysnęły chęcią pobicia mnie, a może czegoś innego? Jak się okazywało, ten dupek był bardzo podobny do mnie, niestety.
- Nie będziesz mi rozkazywał, Justin. Nie ty tutaj rządzisz, rozumiesz? – syknął. – Będę tu bywał, kiedy tylko mi się zachce, bo tu mieszka moja matka.
      Nie mogłem słuchać tego, jak nazywał ją tak samo jak i ja do niej mówiłem. Nie zasługiwał na to. Byłem w stanie obronić ją przed wszystkimi, którzy jej zagrażali. Nie chciałem dopuszczać do tego, by się do niej zbliżał, tak samo jak ten, który go spłodził. Kopnąłem go w kolano, powodując, że zwolnił swój uścisk na mnie i uderzyłem go pięścią w twarz.
- Jesteś niczym, tak samo jak twój ojciec, który zgwałcił moją matkę! – ryknąłem, czując, jakby żyły na mojej szyi miały zaraz wybuchnąć. – Nie masz prawa nazywać jej matką! Myślisz, że chciała nią być?! Nie mogę kurwa uwierzyć, że mógłbym kiedykolwiek nazwać cię bratem. – splunąłem.
- Mam tylko jednego brata, który nazwa się Scott. – obdarzył mnie pogardliwym spojrzeniem i szybko rozmasowując zaczerwieniony policzek, opuścił mój dom.
- Kurwa! – wrzasnąłem, kopiąc w fotel, stojący obok mnie.
     Złapałem się dłońmi za kark, ściągając głowę w dół. Klnąc pod nosem, przez przypadek zauważyłem swoją matkę skuloną na schodach. Była we łzach.
     Podszedłem do niej i siadając obok, objąłem ją ramieniem.
- Oh, Justin.. – rozkleiła się.
- Shh, kochanie. Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. – szepnąłem jej we włosy. – Nie bój się, jestem tu z tobą, hm? – podniosłem palcem jej podbródek tak, by spojrzała mi w oczy. – Poradzimy sobie razem.

- To był tylko i wyłącznie wybór twojego brata, Ju…
- Nie nazywaj go kurwa moim bratem! – ryknąłem głośniej, niż zamierzałem. – Nie nazywaj tego gówna moją rodziną!
- Jasne, wybacz. – uniósł dłonie w geście przeprosin i bezradności. – Ufam ci, Justin. Tego możesz być pewien. Przestań wracać do przeszłości, ona znów chce przejąć nad tobą kontrolę, nie pozwól na to po raz kolejny.
     Spojrzałem na niego. Chciał dobrze, ale ja wiedziałem, że to zależy ode mnie. Nikt nie mógł mi pomóc, a ja bałem się ryzykować. Tak, niby ryzyko towarzyszyło mi przez życie, niczym moja nieodłączna część, ale bałem się przeszłości. Choć często zadawałem sobie pytanie czy bardziej przeraża mnie ona, czy to, co będzie dalej?
- Jasne. – mruknąłem w jego kierunku. – Zostaw mnie samego, okej?
- Jak chcesz. – powiedział i zmierzył w kierunku wyjścia z mojej sypialni. – Pamiętaj, Bieber.
      Zostawił mnie samego, na moje własne życzenie. Usiadłem na szerokim parapecie mojego okna i ująłem w dłonie gitarę, spod mojego łóżka. Nie lubiłem robić tego przy kimś, to miało uspokajać mnie, a nie zadowalać kogoś. Gdy szarpałem za struny, z moich ust szeptem wydobywały się jakieś słowa „There’s nothing like us, nothing like you and me.. Together throught the storm..”

 ~*~

     Rozmyślając nad wczorajszym dniem, nie mogłem skupić się na grze. Właśnie ogrywał mnie James, co było przecież niemożliwe. Nigdy chyba nie wygrał z żadnym domownikiem, dlatego musiałem się ogarnąć.
     Po kilku sekundach wysunąłem się na prowadzenia, a po kilku minutach, jak zwykle wygrałem, a James przyzwyczajony do porażek, tylko machnął ręką w moim kierunku i olał to, że wszyscy jak zwykle się z niego nabijali. Kupienie Xboxa było naprawdę dobrym pomysłem. Wstałem z fotela i podszedłem do lodówki, by napić się czegoś zimnego, bo było strasznie duszno. Słońce już zaszło, co zapowiadało burzę, którą uwielbiałem. W mojej kieszeni rozległ się dzwonek połączenia. Na wyświetlaczu przeczytałem „Patric”.
- Załatwione? – spytałem od razu.
- Załatwione. Wszystko tak, jak miało być. – słowa te wywołały uśmiech na mojej twarzy.
- Co do kasy, zgadamy się w najbliższym czasie.
- Interesy z tobą, panie Bieber, to czysta przyjemność.
- Wzajemnie. – skierowałem do telefonu po czym się rozłączyłem.
     Nalałem sobie soku i opróżniłem zawartość szklanki, a zaraz potem kolejnej. Co ja będę robił w tym domu? Przypomniałem sobie, że dziś wieczorem mamy iść do Connora, czego nie zrobiliśmy wczoraj. Była to decyzja Bruce, wolał porozmawiać ze mną i odłożyć tamtego chuja jeden dzień w przód. W sumie było mi wszystko jedno. Każdego dnia mógłbym go rozwalić, ale każdego kolejnego chciało mi się coraz bardziej. Taki już byłem. Im dłużej coś odwlekałem, zbierało się we mnie coraz więcej złości i chęci dania większej nauczki.
     Porwałem kluczyki z przedpokoju i wymknąłem się tak, by Bruce tego nie widział. Nie chciało mi się powtarzać mu, że pamiętam o dzisiejszym wyjściu. Zasiadłem za kierownicą swojej czarnej, niskiej dziewczyny i uruchomiłem cichutki silnik. Wyjechałem na drogę i zapaliłem papierosa. Miałem o prostu ochotę się przejechać. Po kilku zakrętach znalazłem się w centrum, które szybko ominąłem i jeździłem po bocznych ulicach, gdzie mieściły się głównie domy, kamienice, rezydencje i pojedyncze spożywczaki. Patrząc na przednią szybę, zauważyłem krople deszczu. Świetnie. W sumie jeszcze przed chwilą świeciło słońce i było tak duszno, że w czarnej bokserce miałem wrażenie, że się topię. Po chwili usłyszałem grzmot, a pojedyncze kropelki na szybie, zmieniły się w strugi deszczu, zaczęło lać jak cholera. Współczułem tym, którzy właśnie nie mili gdzie się schronić. Zwolniłem nieco, by nie wpaść w poślizg, zresztą nigdzie mi się nie śpieszyło. Wygodnie opadłem na fotel, opierając się plecami, jedną dłoń zostawiając na kierownicy. Skręciłem w Ravenwood.
   Wjeżdżając w pojedyncze kałuże, ochlapałem jakąś panią, ale nic to na mnie nie zrobiło. To niech ona uważa, ja prowadzę, jadę prosto, wyznaczonym do tego pasem. Zauważyłem, że ściemniło się przez chmury burzowe, które nagle zasłoniły niebieskie niebo. Zagwizdałem, wydmuchując powietrze. Zauważyłem jakąś dziewczynę idącą chodnikiem, blisko ulicy w sukience. Była cała przemoczona. Zaśmiałem się, widząc, jak bardzo zgrabny ma tyłek, którego kształty bardzo dobrze widoczne były przez mokry, przylegający do niego materiał, a do tego prześwitujący. Coś mi mówiło, żeby się zatrzymać.
    Odsunąłem szybę od strony pasażera i zwolniłem do minimum, gdy znajdywałem się tuż przy dziewczynie.
- Ej! – podniosłem głos, by przekrzyczeć deszcz.
    Dziewczyna spojrzała na mnie i wtedy ujrzałem jej twarz. Okalały ją mokre kosmyki ciemnych włosów. Szczęka drgała jej z zimna i kurczowo obejmowała się ramionami, by dodać sobie choć trochę ciepła. Zaśmiałem się pod nosem.
- Wsiadaj! – krzyknąłem, nie zatrzymała się.
- Dam sobie radę!
- Zatrzymaj się, gdy mówię do ciebie! – krzyknąłem.
     Dziewczyna stanęła w miejscu, pozwalając, by woda moczyła ją dalej. Mrużyła oczy i nabierała oddechu przez otwarte usta. Obserwowałem jak jej klatka piersiowa unosi się i opada w nieregularnym tempie.
     Przed moim autem, nagle pojawił się motor, nie taki sobie, był w chuj drogi i wyglądał zajebiście, przyznaję.
- Hej, mała, podwieźć cię?! – usłyszałem.
     Kelsey skrzywiła się, mając grymas na twarzy. Spojrzała w jego kierunku i pokręciła głową przecząco.
- No dalej, tylko cię podwiozę. – szeroki uśmiech z jego gęby nie schodził.
      Wychyliłem głowę przez okno, od razu czując jak deszcz mnie naznacza.
- Jesteś głuchy?! – krzyknąłem. – Spierdalaj stąd, zanim wyjdę z tego samochodu i połamię wszystkie twoje kości jedną po drugiej.
     Zdjąłem mu z twarzy jakąkolwiek oznakę życia, w zmian za to rozszerzył nieco swoje oczy i niemal natychmiast wycofał się, zakładając kask i odjechał, świecąc mi czerwonym światłem, Pokazał mi środkowy palec.
- Pierdol się! – wrzasnąłem.
     Skryłem się ponownie w samochodzie, przejeżdżając dłonią po zwilżonych włosach. Spojrzałem w lewo. Nadal stała na chodniku. Tak? Spróbujemy inaczej. Nacisnąłem pedał gazu i nim samochód zdążył ujechać dwa metry, cel został osiągnięty.
- Justin! – krzyczała. – Justin, zaczekaj!
     Zaśmiałem się pod nosem, słysząc jak otwiera drzwi od strony pasażera. Usiadła ocierając twarz, by móc normalnie przejrzeć na oczy. Odgarnęła większość mokrych włosów, które wchodziły jej dosłownie wszędzie i wypuściła powietrze z płuc.
- W co ty kurwa grasz? – spytałem.
- Nie chciałam robić ci problemu.
- Za późno. – syknąłem i ruszyłem dość szybko, zakręcając na środku ulicy.
      Szybko przejechałem przez centrum, bo wszelkie korki zniknęły i zacząłem kierować się w stronę swojego domu. Wolałem zaryzykować, niż mieć ją później na sumieniu.
- Gdzie ty mnie zabierasz?
- To porwanie, siedź cicho. – skwitowałem ją.
     Zapanowała cisza, a ona przez kilka sekund wpatrywała się we mnie, jakby mi uwierzyła, następnie nerwowo zaczęła naciągać morką sukienkę jak najdalej mogła. Starczyło jej ledwo do kolana.
- I tak widziałem już wystarczająco, skarbie. – mrugnąłem do niej, czując, że znów się na mnie patrzy.
      Jęknęła z zawstydzenia i odwróciła swoją twarz, patrząc przez okno. Powoli pogoda wracała do normy, a ja nie miałem zbyt wiele czasu.
- Muszę wracać do domu. – usłyszałem jej cichy głosik, jakby kurwa bała się życia.
- Przestań zachowywać się jak dziecko. Wkurwia mnie to.
       Dopiero teraz spojrzałem w jej oczy na kilka sekund. Były czerwone, a ja byłem pewien, że to nie tylko od deszczu. Musiała płakać i to dość długo i obficie. Ścisnęło mnie w środku a dowodem tego, było to, że moje dłonie zaciśnięte były wokół kierownicy, a samochód gwałtownie przyśpieszył, pod wpływem nacisku mojej stopy na przycisk gazu.
- Justin. – powiedziała, chcąc przywołać mnie do porządku. – Justin! – powtórzyła żywiej, jakby do mnie nic nie trafiało. Zwolniłem nieco. – Co jest?
- Nic kurwa nie jest. – syknąłem. – Po prostu nie odzywaj się już. Udajesz pokrzywdzoną, a to ja mam z tobą cały czas problem.
- Nie kazałam ci się zabierać z tego chodnika! O nic cię nie prosiłam, panie Bieber! – rzuciła rękami w górę.
- Uspokój się, zachowujesz się jak suka. Kto wbiegł mi prawie do samochodu? – splunąłem przez okno, zbliżając się do domu.
- Kto prawie zabił faceta, który chciał mnie podwieźć? Mogłam skorzystać z jego propozycji. – opadła na fotel, całym swoim ciałem.
- Co ty kurwa powiedziałaś?
    Zająknęła się. Wiedziała o co mi chodziło. Ona doskonale była świadoma tego, że temu facetowi chodziło o jedno. Skojarzyła to z nocą w klubie, byłem tego pewien, że przypomniała sobie, jak ją uratowałem. Żyły zaczęły pulsować mi szybciej, a deszcz przestał padać. Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie, że ktoś znów mógłby chcieć zrobić jej krzywdę.
- Ja.. Przepraszam, nie chciałam.. – prawie szeptała.
      Zajechałem na parking przed domem.
- Po prostu zamknij się i rób co mówię.
      Wysiadłem, sugerując by zrobiła to samo. Gdy doszedłem do drzwi, czułem, że stoi za mną. Otworzyłem je, gestem dłoni sugerując jej, by trzymała się z tyłu, następnie położyłem palec na ustach, nakazując jej ciszę. Zobaczyłem, że wszyscy siedzą w salonie. Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, bo zajęci byli grą. Machnięciem dłoni, pokazałem jej, by podeszła bliżej i wskazałem schody. Ruszyła przodem, ja tuż za nią, obserwując jej zgrabne pośladki, bez jakiegokolwiek nadmiaru tłuszczu. Otworzyłem jej drzwi, pierwsze po prawo i kazałem wejść do środka. Udało się, nikt jej nie zauważył.
     Stanęła obok łóżka, trzęsąc się z zimna. Widziałem to. Podszedłem do szafy w poszukiwaniu czegoś, co nie będzie potrzebne mi w najbliższym czasie. Wyjąłem parę czarnych dresów, dość obcisłych i  czarną bluzkę z długim rękawem z napisem „Bullshit”. Rzuciłem w jej stronę.
- Załóż to.
- Jasne, gdzie mogę to zrobić?
- Tutaj. A co? Wstydzisz się mnie? – podszedłem do niej, zapominając, jak bardzo jestem na nią wkurwiony. Oblizałem dolną wargę, zupełnie mimowolnie.
    Spojrzała na mnie bezbronnym spojrzeniem, w sumie takim, że nie wiedziałem jak to interpretować. Przeleciałem wzrokiem od jej twarzy, poprzez piersi, brzuch, kończąc na stopach. Nie mogłem się powstrzymać.
- Tam jest łazienka. – wskazałem dłonią na białe drzwi. Odchrząknąłem, siadając na skraju łóżka, obserwując jak Kelsey zmierza w kierunku nich. – Pomóc ci ją rozpiąć? – rzuciłem, niewiele myśląc.
- Dam sobie radę, do tej pory zawsze robiłam to sama.
       W sumie miałem ochotę ją z niej zedrzeć. Co ja na to poradzę, że myślałem w tym momencie całkowicie jak samiec, w okresie godowym. Bez kitu, nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem coś takiego.
      Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i usłyszałem jak po chwili odkręca wodę w kranie. Po niedługiej chwili wyszła z łazienki. Widziałem, że musiała rozczesać swoje włosy dłonią, bo nieco bardziej jej się ułożyły. Zwisały, załamując się na ramionach, reszta spoczywała z tyłu, na plecach. W moich ubraniach wyglądała.. naprawdę cholernie seksownie. Nie ważne, że były na nią nieco za duże, to właśnie powodowało to, że.. Uh.. W dłoniach kurczowo trzymała złożoną, przemoczoną sukienkę i… swój stanik?
- Czy ty nie masz nic pod spodem? – zaśmiałem się.
- Justin.. – skarciła mnie. Była tak bardzo nieśmiała, że to jeszcze bardziej mnie bawiło.
     Stanęła niedaleko mnie, byłem pewien, że nie usiądzie na łóżku. Po moich dwuznacznych tekstach, była skrępowana do potęgi. Jak to ja, zawsze musiałem powiedzieć o kilka zdań za dużo.
     Wstałem, zachęcając ją, by poszła za mną. Nim położyłem dłoń na klamce, one same się otworzyły.
- Co do kurwy? – usłyszałem i wciągnąłem Arthura do środka.
- Zamknij ryj. – zdenerwowałem się.
- Co to za laska, Bieber? – oczy miał jak pięć złoty.
- Żadna laska, to Kelsey, moja znajoma. – odparłem. Dopiero po chwili zorientowałem się, co ja właśnie powiedziałem. Pokręciłem głową, wzdychając. – Stary, musisz pomóc mi ją stąd wyprowadzić, bez zwrócenia uwagi.
     Arthur nie zdejmował z niej wzroku, co zaczynało mnie wkurwiać. Pokiwał głową, na znak, że rozumie ale nadal obserwował drobne ciało Kelsey w moich ubraniach.
- Przestań się tak kurwa gapić. – powiedziałem z wyrzutem.
- Pójdę na dół – powiedział, jakby wyrwany z transu – Zajmę ich a wy szybko wyjdźcie. – powiedział, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Do zobaczenia, mam nadzieję. – skierował do Kelsey z uśmiechem.
     Przystawiłem mu swoją pięść do twarzy. Uniósł ramiona i dłonie w teatralnym geście, mówiącym, że już odpuszcza i zbiegł na dół. Odczekałem chwilę, nasłuchując ich rozmów i zdecydowałem się na ruch.
- Shh.. Chodź za mną. Gdy będziemy na dole, szybko biegnij do drzwi, jasne? – powiedziałem bez emocji.
- Okej. – odparła, przyciskając swoją garderobę do piersi.
     Jak najciszej umiałem schodziłem ze schodów, uświadamiając sobie, jak pieprzony teatrzyk odgrywam. Zaśmiałem się sam z siebie w duchu. Gdy pokonaliśmy już wszystkie schody i oboje dotknęliśmy stopami podłogi, wskazałem Kelsey drzwi, do których dobiegła w dwie sekundy, nie zwracając na siebie uwagi chłopców. Dołączyłem do niej, idąc normalnie i chwytając kluczyki.
- Zaraz wracam! – krzyknąłem i trzasnąłem drzwiami.
      Dziewczyna stała już przy moim samochodzie, a właściwie właśnie do niego wsiadła. Mruknąłem wchodząc do środka i odpalając silnik. Wyjechałem na drogę i odchrząknąłem.
- Gdzie cię zawieść? – spytałem, nie patrząc na nią.
- Smild 850, do przyjaciółki.
- Właściwie, dlaczego ja się stałem twoim szoferem? – spytałem z wyrzutem.
- Nie prosiłam..
- Ty nigdy nie prosisz, nigdy nie chcesz się narzucać, a i tak to robisz. Ja pierdole. – uciąłem ze śmiechem.
- Nie zaczynaj od początku, okej? Oboje wiemy jak to było i kto tego chciał, prawda? – przekrzywiła głowę w sztucznym uśmiechu.
- Jesteś suką. Gdzie nauczyli cię by tak się odnosić do innych?
- I mówi to Justin Bieber. – zaśmiała się cicho, a jej głos przesiąkał ironią.
     Mała, pyskata laska. Niby w moim typie, a miałem ochotę się jej pozbyć z tego samochodu, lecz z drugiej strony, zatrzymałbym ją jeszcze na małą chwilkę. Moje dwuznaczne myśli, zaczynały i mnie już powoli wkurwiać, jeśli chodziło o nią.
- Masz w tym jakiś problem?
- Nie, skądże, panie „Jestem idealny”. – zrobiła cudzysłów z palców.
- Przestań już kurwa mówić! – podniosłem głos. – Mam cię dość i nie zapominaj w czym samochodzie siedzisz. – syknąłem.
     Zamilkła, unosząc brwi. Słyszałem jak oddycha, patrzyła się przez okno. Przyśpieszyłem, chlapiąc na wszystkie strony, wjeżdżając w kałuże. Dojechałem na miejsce, szybciej niż myślałem. Odchrząknąłem i wyciągnąłem papierosa z kieszeni.
- Dziękuję. – powiedziała, odpinając pas.
     Mruknąłem coś pod nosem, nie gasząc silnika. Dziewczyna otworzyła drzwi i wysiadła zgrabnie z mojego auta. Uchyliłem okno od jej strony.
- Wróć grzecznie do domu. – powiedziałem.
- Od kiedy się o mnie tak troszczysz?
- Od kiedy zaczęłaś zawracać mi tyłek. – uśmiechnąłem się do niej sztucznie.
- Już nie będę. – zrobiła pauzę i spojrzała w moje oczy, które po chwili skierowałem w jej stronę. - Cześć, Justin. – dodała.
     Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo odeszła już z pola mojego widzenia. Zaśmiałem się pod nosem, w sumie nie wiedziałem dlaczego. Co ta dziewczyna sobie w ogóle myślała? Czemu cały czas na nią wpadałem? Jakieś pieprzone zbiegi okoliczności i jej pieprzone poczucie udawanej winy zaczynało mnie irytować.
    Spojrzałem na miejsce, gdzie przed chwilą siedziała, zostawiając po sobie zapach delikatnej lawendy. Mój wzrok powędrował w dół, gdzie na wycieraczce leżał biały materiał. Sięgnąłem po niego. Własnym oczom nie mogłem uwierzyć. Stanik Kelsey, znajdował się w moim samochodzie. Nosiła całkiem spory rozmiar, a mi automatycznie zrobiło się jakoś cieplej w środku. Kąciki moich ust powędrowały w górę, gdy przypomniałem sobie, jak bardzo zawstydzona była, gdy trzymała go w dłoniach. Nie chciała, bym go widział, a teraz trzymałem go.
     Kolejne spotkanie było nieuniknione, bo oboje mieliśmy coś, co nie należało do nas.


****************************** 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
proszę was.. to bardzo mi jest teraz potrzebne..

6 komentarzy:

  1. Dziwi mnie trochę zachowanie Kelsey, bo najpierw taka nieśmiała, a później jak ją nazwał "suką" to nawet z nim rozmawiała. Cóż, nie takiej reakcji się spodziewałam po osobie, która jest dość skromna, zamknięta w sobie i uporządkowana, a przynajmniej na taką wygląda. Zresztą, nie analizą postaci się zajmuję, ale jak już jesteśmy w temacie to bardzo nie lubię wykreowanego przez Ciebie Justina.
    Sam rozdział jest w porządku. Trochę się naczekałam, ale właściwie - warto było.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, na początku myślałam, że zapomniałaś o tym blogu czy coś, bo tyle nie pojawiał się rozdział, a ja czekałam i czekałam, grr.. :D
    No ale w końcu jest i bardzo się z tego cieszę!
    Kocham to jak wykreowałaś Kelsey, na taką strasznie nieśmiałą, ale też czasem nieco pyskatą.
    Justin trochę mnie wkurza, on jest aż za bardzo bipolarny, hahah, ale Justinowi zawsze można to wybaczyć, w końcu to no.. Justin. :D
    Co do rozdziału, to bardzo mi się podoba, bo dużo się w nim dzieje, a poza tym świetnie opisujesz poszczególne sytuacje, sceny i takie tam. Można naprawdę się wczuć w ich odczucia stosunkiem siebie.
    Mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się częściej! <3
    labrer.blogspot.com // hidden-enemies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. super ale zalatuje mi Dengerem, ale i tak będę czytać bo kocham Denger a to jest super :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. 26 years old Community Outreach Specialist Ferdinande Burnett, hailing from Baie-Comeau enjoys watching movies like Blood River and Juggling. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a LS. przejsc na strone

    OdpowiedzUsuń