27.08.2014

[2] You don't even know me..




Justin’s POV:
    Gdy się obudziłem, moja głowa pękała w szwach. Szumiało mi coś, to było na maksa wkurwiające. Nienawidziłem mieć kaca, najgorszy wróg. Przecież tak dużo znowu nie wypiłem, nie wiedziałem dlaczego tak mi towarzyszy. Może to ze względu na moją przerwę w piciu? Przekręciłem się na drugi bok i jęknąłem głośno, rozciągając wszystkie mięśnie, poprzez wyciągnięcie rąk do góry i wstrzymanie oddechu.
     Po dłuższej chwili podniosłem się w końcu z tego barłogu pościeli i podszedłem do okna. Podciągnąłem rolety i otworzyłem je na rozcież. Zaciągnąłem się świeżym powietrzem i wypuściłem je przez nos. Wiedziałem, że zimny prysznic na pewno trochę pomoże mi w odzyskaniu normalnego samopoczucia, więc ruszyłem, by go wziąć.
     Gdy zimne strumienie wody otuliły moje zmarnowane ciało, odetchnąłem z ulgą, wzdrygając się. Zamknąłem oczy i nastawiłem twarz pod strumień, nakładając szampon na włosy, wmasowując dosyć mocno. Po kilku minutach, gdy obwiązałem sobie ręcznik wokół pasa i wyszedłem do pokoju, by znaleźć jakieś ubrania, zorientowałem się, że nie pamiętam zupełnie nic. No prawie. Świtało mi, że zabawiłem się z jakąś laską, ale to był naprawdę fragment, gdy obmacywaliśmy się na parkiecie. Zaśmiałem się pod nosem i wyciągnąłem obcisłe, czarne spodnie z niskim krokiem i do tego czarny T-shirt.
      Umyłem zęby, podsuszyłem włosy, które o dziwo same dziś ułożyły się całkiem nieźle i skierowałem się na dół. Byłem niewiarygodnie głodny.
- O! Justin się zwlekł z łóżka! – usłyszałem głos Arthura.
      Jeszcze mnie nie widzieli a już wiedzą, że to ja? Czyżby tylko mnie brakowało na dole? Spałem najdłużej? Nieźle.
- Jaka skacowana morda. – dodał, na co wszyscy się zaśmiali.
- Ty się kurwa zamknij, bo nie wspomnę, kto wczoraj rano zdychał. – pokazałem na niego palcem, poruszając nim w górę i w dół dość szybko.
      Trochę go zgasiłem, bo aż podał mi szklankę wody, a ja w tym momencie zorientowałem się jak bardzo tego potrzebowałem. Ująłem ją od niego i w szybkim tempie pochłonąłem całą zawartość.
- Jak zwykle, Bieber musiał zaszaleć. – mrugnął dwuznacznie Bruce.
- Zamknij się, Sertori. – odpysknąłem. W sumie sam nie wiedziałem co mogę usłyszeć za chwilę.
- Nie mogliście iść kulturalnie do łazienki? – spytał Marcel.
- Co kurwa?
       Zaczęli się ze mnie śmiać, przybijając sobie piątki a ja stałem jak słup soli. Co ja zrobiłem z tą laską? Przed oczami stanął mi obraz, jak dziewczyna wyciągnęła mnie z klubu tylnymi drzwiami.

- Gdzie chcesz iść, przystojniaku?
- Gdziekolwiek. To nie ma znaczenia, chcę cię brać, jak sukę. – niewiele myśląc, wskazałem tylne wyjście z klubu podbródkiem. Dziewczyna ujęła mnie za dłoń i poprowadziła w kierunku drzwi.

    Jak ona w ogóle się nazywała? Coś na S. Sam, Selene, Sophie..?
- Scarlett.. – po chwili zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- Scarlett... – naśladowali mnie chłopcy, marzycielsko formując głos.
- Dobra była? – spytał Arthur, który stał obok mnie za blatem. Oboje wpatrywaliśmy się w tych idiotów, leżących na kanapach.
- Stary, kurwa, nie pamiętam. Mówię ci, chciałbym. – zaśmiałem się.
      Zauważyłem, że Jason wbiega na górę, dlatego reszta ucichła. Wyjąłem kawałek kurczaka i odgrzałem go, układając następnie na talerzu, z którym zmierzyłem do salonu, na wolny fotel. Oglądali powtórkę jakiegoś show muzycznego, w sumie, miałem ochotę pośmiać się z jakichś beztalenci. Rozsiadłem się wygodnie, delektując się swoim śniadaniem. Zaczynałem czuć się coraz lepiej.
- Co zrobimy z Connorem?
- Planowałem, by odwiedzić go dziś wieczorem. Co wy na to? – uniósł się lekko, by spojrzeć na każdego po kolei.
- Zajebiście. – skomentowałem, zaciskając na chwilę pięść. Miałem ochotę go rozwalić.
- Czyli co? Podjedziemy do jego magazynu? – zagadnął Marcel. – Co z Perez’em? Wrócił do Connora, czy nie?
- Z tego co mi wiadomo nie wrócił jeszcze, ogółem Spencer dowiedział się, że prawdopodobnie Perez odszedł od nich na dobre. Nie wiem dokładnie o co poszło, ale myślę, że jakiś lewy przekręt przed Connorem. Wiecie, że on tego nie toleruje, zresztą kto by kurwa na to przymknął oko?
- No to są w osłabieniu, tak? – spytałem.- Dan Connor, Andrew Davis i Lewis Price. – wymieniłem wszystkich z równą pogardą w głosie.
- Tak, została ich trójka na naszą piątkę. Damy radę z placem w dupie. – Bruce odchrząknął.
     Byłem spokojny o dzisiejszy wieczór. W sumie nawet mogłem zostać w domu, ale no nie odpuściłbym dołożenia Connorowi. Nie chciałem mówić Bruce o moich chęciach, po co? Zaraz by mnie zgnoił. Zresztą po co miałem się z nimi bić? Wydaje mi się, że gadka słowna będzie w tym wypadku wystarczająca.
- Jakie warunki im stawiamy? – usłyszeliśmy Arthura.
- Warunki? Mają wynieść się stąd na zawsze. – odpowiedziałem mu, wstając z fotela. – Nie ma żadnych warunków.
- Bieber! Chodź tu i odbierz w końcu ten telefon, bo za chwilę wypierdolę ci go za okno! – usłyszałem Jasona, który wrzeszczał z góry.
      Uniosłem brwi w górę i udałem się szybkim krokiem na górę, do swojej sypialni. Piosenka, którą miałem ustawioną na dzwonek właśnie dobiegała końca, więc wiedziałem, że mam jeszcze tylko kilka sekund, by zdążyć. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju, mocno pchając je w przód, dobiegłem do komórki leżącej na łóżku i odebrałem połączenie od nieznajomego numeru, już drugie.
- Halo?
- H-halo? – usłyszałem po drugiej stronie delikatny, kobiecy głosik.
- Czego? – zaśmiałem się, zupełnie nie wiedząc kto to.
- Miałam zadzwonić dziś do ciebie, chciałam właściwie ci podziękować za…
- Scarlett? Wybacz, kochanie, że wczoraj ci przerwałem, możemy dokończyć to o każdej porze dnia i nocy. – mruknąłem dosyć seksownie do słuchawki, próbowałem sobie przypomnieć, jak ona dokładnie wyglądała i skąd miała mój numer, ale to nie było już ważne. – Hm?
- Ja.. Ughh.. – usłyszałem. – Nie ważne. Po prostu dziękuję.
- O co kurwa chodzi? – byłem zdezorientowany.
    W odpowiedz usłyszałem tylko sygnał zerwanego połączenia. Zapisałem sobie jej numer pod nazwą „Suka”. Nie pierwszy, nie ostatni taki. Nie wiedziałem o co jej chodziło, więc postanowiłem to po prostu olać. Nie wiem kurwa co jest. Wróciłem do chłopaków na dół, a telefon wcisnąłem do kieszeni. Zobaczyłem, że w salonie przy stoliku siedzi Spencer, który musiał zjawić się przed chwilą, przywiózł nam chińskie żarcie, coraz częściej to robił.
- Siema, Spencer, znowu to do cholery robisz? – przywitałem się z nim, ale nie odpowiedział mi, bo właśnie przeżuwał resztki swojego kurczaka, zaśmiał się tylko.
- Twoja dziewczyna dzwoniła? – rzucił po chwili.
- Słucham?
- Nie pamiętasz jej.. – westchnął Bruce. – Spencer, stary, wybacz mu.
- Wydaje mi się, że to była ta laska z klubu, ale jakaś pojebana się wydawała. Może alkohol z niej zszedł.
- Pokaż mi ten numer, Bieber. – powiedział Spencer, wyjmując swój telefon i porównując jakieś numery. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Bruce.
- O co chodzi? – spytałem.
- Nie będę przypominał ci całego tego jebanego wieczoru, Bieber, nie licz na to. – prychnął Bruce, ominął mnie i usiadł na kanapie.
     Co on sobie wyobrażał? Że co? Może mnie robić w chuja i nie mówić co się stało wczoraj? Dobrze wiedział, że ponad połowy nie pamiętałem. Wewnątrz mnie zapanowało dziwne uczucie, które mówiło mi, że to wcale nie była ta dziewczyna, że wiedzą coś, o czym nie pamiętałem ja.
- Co ja do kurwy nędzy wczoraj robiłem?! – uderzyłem otwartą dłonią w ścianę. – Nie jestem dzieckiem, żebyście mi nie mówili!
     Bruce nadal olewał moje słowa, a Spencer schował telefon i odwrócił się do mnie tyłem, wpatrując się w okno. No myślałem, że zaraz wybuchnę. Jednym mocnym ruchem, przy pomocy stopy, odwróciłem fotel Bruce, by siedział na wprost mnie i popatrzył mi w oczy.
- Natychmiast mi kurwa powiedz co się stało wczoraj. – moje ręce zwisały wzdłuż tułowia, oddychałem głęboko i dość szybko. Dobrze wiedzieli, że nienawidziłem, gdy tak się ze mną bawili.
- Słabą masz główkę, Bieber. – syknął. – Wyszedłeś z tą laską tylnym wyjściem. Nie wiem co z nią robiłeś, bo gdy ogarnąłem, że nie ma cię już sporo czasu, wyszedłem z klubu żeby cię poszukać. Coś mi mówiło, że odjebałeś i tak było. – wstał, znajdując się dokładnie na wprost mnie, ale milczał. Przeniósł wzrok na Spencera, sugerując mu gestem dłoni, by kontynuował, mijając mnie.
- Stary, zadzwoniłeś do mnie dokładnie z tego samego numeru, który teraz dzwonił do ciebie. Trzymałeś jakąś dziewczynę, którą wpakowałeś mi do samochodu i kazałeś odwieźć do domu.
- Widziałem to, zobaczyłem cię przy jego aucie z zakrwawioną koszulą! Najebałeś dwóch typów, którzy chcieli się do tej panienki dorwać. Pokłóciliśmy się przed klubem i wróciliśmy do domu. Przypominasz sobie, Bieber?

Wczorajsza noc..
- Co jest kurwa?! – Bruce zmierzył w moim kierunku, był zły. – Pytam się co to jest?! – ujął skrawek mojej koszuli w dłonie, zmiętolił i puścił po chwili.
- Nie widzisz? Krew na mojej nowej koszuli.
- Skąd tu się do cholery wzięła krew?
- Bruce, odpierdol się. Nic nie zrobiłem złego. – chciałem go ominąć, ale on zatrzymał mnie, popychając do tyłu.
- Zawsze musisz coś zepsuć? Co kurwa zrobiłeś? – ujął mnie z kołnierzyk koszuli. – Pytam cię kurwa po raz ostatni, Bieber. Co zrobiłeś?
     Nagle mnie puścił, odchodząc kilka kroków w tył i znów wracając. Przejechał dłonią po swoich włosach i miał zaciśnięte usta. Był wściekły, tylko nie rozumiałem dlaczego aż tak. Uderzył pięścią w ścianę budynku.
- Co tam się stało?! – wrzasnął, ciężko oddychając. Wskazał dłonią w stronę ślepej uliczki.
- Idź i sam zobacz. – splunąłem, dotykając swojego policzka, który zapiekł.
- Nie cwaniakuj. Nie można nawet na chwilę zostawić cię samego, zawsze musisz się w coś wplątać. Jak mam ci kurwa ufać?! – zaczął się nieźle wkręcać.
- Przestań kurwa bredzić, okej? Pomogłem dziewczynie, bo chcieli ją zgwałcić, rozumiesz? Dwóch typów, chciało dobrać się do tej bezbronnej… - nie dokończyłem. Potarłem dłonią swoją szczękę, zniekształcając kształt ust. – Kurwa. – splunąłem.
      Bruce spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem bezradności. Czuł się winny. Czuł, że przesadził. Nie powinien tak mną gardzić. A ja poczułem, że nie traktuje mnie jak kiedyś. Zmienił swój stosunek do mnie. Nie będzie pozwalał mi działać już nigdy na własną rękę. Minąłem go, prostując koszulę.
- Justin..
       Olałem go i skierowałem się do taksówki. Nie miałem ochoty wracać z nim. Bruce przestał mi ufać..

- Kelsey.. – szepnąłem, na wspomnienie jej ciemnych włosów i oczu. Na wspomnienie jej kruchego ciała, wspartego na moim ramieniu i przestraszonego wzroku. Przecież to ona do mnie dzwoniła. Przypomniałem sobie jak kazałem jej to zrobić. – Kurwa. –mruknąłem.
     Spojrzałem na Bruce, przypominając sobie całą wczorajszą kłótnię i obdarzyłem go pogardliwym wzrokiem. „Bruce przestał mi ufać”, przypomniałem sobie własną myśl sprzed kilku godzin.  Patrzył na mnie, wiedząc, że oboje myślimy o tym samym. Prychnąłem wybierając ponownie numer tej dziewczyny. Nie zgłaszała się. W sumie nie dziwne, pomyliłem ją z tamtą dziwką. Ugh. Zmierzwiłem włosy, ciągnąc za ich końce.
     Minąłem meble salonowe i zajrzałem do szafy, gdzie mieliśmy część naszego sprzętu. Wyjąłem dość nowy nabytek. Było to urządzenie namierzające. Z łatwością wykryje aktywną kartę SIM. Nie było z tym żadnego problemu, bo po kilkunastu sekundach wiedziałem już gdzie się znajduje.
     Z powrotem schowałem wszystko do szafy olewając pytania i zdziwione miny moich kumpli.
- Pamiętasz o wieczornym wyjściu? – spytał mnie.
- No nie wiem, Bruce, czy się zjawię. Może lepiej będzie, jak weźmiesz tylko zaufanych chłopaków. – splunąłem, mrużąc oczy.
    Chwyciłem kluczyki od BMW z etażerki w przedpokoju i zmieniłem buty, na białe.
- Bieber, nie zachowuj się jak dziecko. – usłyszałem, na co zaśmiałem się pod nosem i głośno trzasnąłem drzwiami.
     Rozpaliłem czerwonego Marlboro i zaciągnąłem się dymem. Po chwili siedziałem już za kierownicą. Zacisnąłem dłoń na kierownicy, na wspomnienie zachowania Bruce wczoraj. Szanowałem go zawsze, mimo wszystko. Jego zdanie było dla mnie naprawdę ważne. Myślałem, że mi ufa, że traktuje mnie poważnie. Byliśmy jak bracia, to ja dołączyłem do niego pierwszy. Działaliśmy na początku we dwójkę. Jak mógł zachowywać się w ten sposób? Jakbym nie był mu już do niczego potrzebny, jakbym mu zwisał.
     Wcisnąłem pedał gazu, by przejechać na świetle, które zmieniało się na czerwone. Wyłączyłem radio, które zaczynało działać mi na nerwy, podając nonstop bezsensowne wiadomości. Po niedługiej chwili, zajechałem na parking przed naszym jedynym Liceum w Worktown. Nie wiedziałem czemu to robię. W sumie było mi po prostu głupio, chciałem zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku. Miałem nadzieję, że dam radę ją rozpoznać.
    Wyszedłem z auta, zaparkowałem w miarę blisko wyjścia, więc oparłem się o maskę i rozpaliłem kolejnego papierosa, czekając aż ta szarańcza zacznie wychodzić z tej szkoły, bo właśnie usłyszałem dzwonek. Nie myliłem się. Po kilkunastu sekundach młodzież zaczęła wychodzić z budynku, a ja zdjąłem swoje okulary przeciwsłoneczne, wkładając je do kieszeni spodni, w których zostawiłem swoją jedną dłoń, a drugą trzymałem papierosa. Wpatrywałem się w każdą postać płci przeciwnej, szukając w niej Kelsey. Zauważyłem po chwili małą blondynkę, która śmiała się na całe gardło, wyglądając jak kretynka, ciągnąc za sobą dziewczynę z ciemnymi, rozpuszczonymi włosami. Miała chude nogi i wcisnęła w jasne, obcisłe jeansy, w które wkasała jasną koszulkę z rękawami ¾. To musiała być ona.
    Wyprostowałem się, poprawiając swój czarny t-shirt. Odchrząknąłem i splunąłem szybko koło samochodu. Dziewczyny zbliżały się właśnie do mojego auta, bo zaparkowałem koło przejścia głównego do bramy wyjściowej. Patrzyłem na nią, czekając aż spojrzy na mnie. W sumie nie wiedziałem co jej powiedzieć.
     No i stało się. Nasze spojrzenia spotkały się, gdy była około 10 metrów ode mnie. Uśmiechnąłem się gwiazdorsko, po raz ostatni zaciągając się papierosowym dymem i wyrzucając niedopałek. Zrobiłem krok w przód.
- Co ty tu robisz? – spytała drżącym głosem, stojąc już przy moim aucie. Kazała swojej zajaranej przyjaciółce zaczekać na nią z tyłu.
- Cześć, cukiereczku. – odparłem, milutkim głosikiem. – Dzwoniłaś dziś do mnie? Grzeczna dziewczynka.
 - Tak.. – spuściła wzrok w dół, pewnie dlatego, że ją pomyliłem z kimś innym. – Ale nie..
- Pomyliłem cię z pewną.. osobą. Nie wiele pamiętałem z wczorajszego wieczoru, po twoim telefonie mi się przypomniało. W sumie aż za wiele. – odchrząknąłem, odwracając się na chwilę do niej bokiem.
    Dziewczyna patrzyła na mnie dość dziwnym wzrokiem. Była zdezorientowana i nie wiedziała co powiedzieć.
- Chciałam ci jeszcze raz podziękować, za wczoraj. – posłała mi chyba wymuszony uśmiech, nienawidziłem tego.
- Co to było?
- Co takiego?
- To. – wskazałem na jej usta, kładąc swój kciuk pośrodku jej ust.
    Spojrzała mi w oczy i przez chwilę nie mrugała. Miała lekko zaróżowione policzki, czego wcześniej nie zauważyłem, więc chyba ją zawstydziłem. W duchu byłem z siebie zadowolony, lubiłem wpędzać kobiety w taki stan. Lubiłem sobą zachwycać, no niestety.
- Wiesz, że nazywam się Justin? – spytałem. – Justin Bieber.
    Odsunęła się nagle ode mnie, a jej oczy gwałtownie się rozszerzyły. Objęła się ramionami, bo zawiał gwałtownie wiatr, który zmierzwił jej włosy.
- Ten Justin Bieber? – położyła nacisk na pierwsze słowo i odsunęła się o jeden krok.
- Nawet mnie nie znasz.
- Słyszałam wystarczająco dużo, by wiedzieć, że powinieneś zmienić imię na „Niebezpieczeństwo”. (ang.’Danger’)
- Zgaduję, że słyszałaś już o mnie? – spytałem, ponownie opierając się o maskę czarnego samochodu, zatapiając dłonie w kieszeniach.
- Znacznie więcej niż bym chciała, uwierz mi.
    Spojrzała w bok. Widziałem jak nerwowo zaciskała swoją małą pięść. Bawiło mnie to, naprawdę. Objąłem ją całą wzrokiem, na co się speszyła. Wkurwiało mnie to, że nawet ona słyszała o mnie same najgorsze rzeczy, ale z drugiej strony byłem świadomy i miałem to w dupie. Po cholerę mi jej zdanie? Przeszkadzało mi tylko to, że od razu wierzyła ludziom, nie pytając u źródła.
- Wierz w sobie co kurwa chcesz. – przeszedłem obok niej.
- Dziękuję, za uratowanie życia, Justin. – tym razem jej uśmiech był szczery, widziałem to. Już dużo kobiecych uśmiechów widziałem, ale nigdy takiego niewinnego.
- Zatrzymaj to dla siebie. Narobiłem sobie tylko problemów przez ciebie z chłopakami. Miałem nie wdawać się w bójki, niedawno wyszedłem i nie mam zamiaru znów wracać do tego piekła. – otworzyłem drzwi od samochodu. - A na pewno jakaś tam panienka nie będzie powodem, dla którego by się tak stało. – przeniosłem na nią wzrok. – Więc następnym razem nie włócz się po nocy i siedź na tyłku z nosem w książkach, skarbie. – puściłem jej oczko.
     Wsiadłem do środka, odpalając silnik, otwierając obydwa okna, a na tym z mojej strony, oparłem rękę.. Nałożyłem okulary i zgrabnie wycofałem z miejsca parkingowego. Zauważyłem, że Kelsey idzie sama główną drogą, gdyż ta blondynka już zniknęła. Wyjechałem z terenu szkoły i włączyłem się w ruch uliczny. Niestety, nagle zrobił się korek. Przeklinając pod nosem, położyłem obie dłonie na kierownicy.
      Rozmyślałem nad sensem przyjazdu tutaj. Nie znalazłem go w ostateczności. Zapaliłem papierosa, wiedząc, że na jednym się nie skończy. Przełączyłem na jakieś inne fale, szukając jakiejś możliwej muzyki i wylądowałem na stacji miejscowej, gdzie leciał RAP, którego w ostateczności mogłem posłuchać. Spojrzałem w lewo, gdzie ujrzałem Kelsey idącą na przystanek autobusowy z jakimś kolesiem. Wyglądał, jak ostatnia ofiara. Ta pizda chyba nigdy nie widziała porządnych ubrań. Zaśmiałem się dość głośno. Jak ona mogła pokazywać się z kimś takim? Pogłosiłem radio, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pobliżu. Jej także. Spojrzała na mnie, a ja wpatrywałem się w nią. Nawet nie zorientowałem się, że zaciskam dłonie na kierownicy, a obie wargi wciągam do środka, naciskając na nie zębami. Potrząsnąłem lekko głową i wysunąłem się na lewy pas. Zaczęli trąbić na mnie ze wszystkich stron, a ja z uniesionym, środkowym palcem w górze wyprzedziłem sznur samochodów i skręciłem w lewą ulicę, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
    Po chwili zaparkowałem na podjeździe i wchodząc do środka, rzuciłem kluczykami, które spadły na podłogę. Miałem to w dupie. Przeszedłem do salonu, gdzie siedzieli wszyscy mieszkańcy domu. Chyba zjawiłem się w trakcie jakiejś ważnej rozmowy. Dotyczyła pewnie wyprawy na magazyn Connora. I tak, zrobię to, na co będę miał ochotę. Nie spojrzałem mu nawet w oczy. Zawróciłem i ruszyłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżku i kładąc rękę na moich oczach, przymknąłem je, rozluźniając powoli swoje ciało. Chciałem się troszkę uspokoić. Analizowałem w głowie ostatnie godziny tego dnia. Spencera, Bruce i ją. Nie wiedziałem nawet jak sam się czuję, to było dziwne, w chuj nie na miejscu. Nabrałem chęci na pojechanie do Connora i pokazanie mu, kto rządzi w tym mieście. Że wróciłem i jestem gotowy na wszystko. Chciałem znów być na szczycie. Nagle coś zawibrowało w mojej kieszeni, wyrywając mnie z przemyśleń. Wyjąłem telefon.

Od: *Suka*
„Nie jestem twoim problemem. Mimo wszystko, jestem Ci wdzięczna, jak nikomu nigdy. Gdyby nie Ty... K.”

    Uśmiechnąłem się mimowolnie, na wyobrażenie, jaką miała minę, gdy to pisała. Zmieniając jej nazwę, ktoś zapukał do moich drzwi.
- Mogę?
- Skoro musisz. – odparłem obojętnie.
     Bruce wszedł do środka i zatrzymał się dość blisko mnie. Atmosfera w powietrzu była dość napięta. Wiedziałem, że szykuje się poważna rozmowa, na którą średnio miałem ochotę.

Do: *Kelsey*
„To niedługo się okaże.”



~~~~~*~~~~~ 

Mam nadzieję, że zyskałam już jakichś stałych czytelników ;)
Będę starała się dodawać rozdziały co 2-3tygdnie.. Wiadomo.. Szkoła się zaczyna zaraz..

CZYTAM = KOMENTUJĘ




osoby, które nie wpiszą się w tej zakładce, nie będą informowane o nowościach.

8 komentarzy:

  1. Dopiero dziś zaczęłam czytać i strasznie mnie wciągnęło. Bardzo podoba mi się twój sposób pisania i tematyka bloga. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! Pozdrawiam!
    Zapraszam również na mojego bloga: http://fall-tlumaczeniex.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial!
    Czekam na nastepny! :)
    •hisarda

    OdpowiedzUsuń
  4. Justin nie zyskał mojej sympatii, jakoś w tym rozdziale nie mogę go zdzierżyć. Poza tym notka okej. Stan na kacu jest koszmarny, a cała ekipa J. wydaje się w porządku. Samo spotkanie z K. - naprawdę z niej szara myszka, bo ja bym chyba J. rozniosła na miejscu... x.x" Natomiast zaintrygowałaś mnie końcówką tego rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcialabym Ci podziękować za tak długi komentarz u mnie na blogu! Chyba kazdy woli czytac długie komentarze niż zwykle "czekam na nn" czy coś :D
    Co do rozdziału, to fajny. Danger, mrr. :> Bruce wkurzył mnie swoim brakiem zaufaniem w stosunku do Justina, chociaż z drugiej strony rozumiem, czemu mu nie ufa..
    Czekam na dalsze losy Kels i Justina, mam nadzieję, że niedlugo pojawi się kolejny rozdział!
    U mnie juz jest nn :) labrer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurde! Mam nadzieję, że Kesley i Justin będą mieli ze sobą naprawdę sporo przygód. Tych złych i dobrych. Na pewno powalisz nas wszystkich na kolana. Justin w tym rozdziale jakoś nie bardzo mi się spodobał, ale na pewno jego zachowanie się poprawi pod wpływem Kesley, haha. Ale nie będę sobie nic wyobrażać tylko czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
    www.onelife-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! Zapraszam na mojego bloga :
    swiatelko-nadziei-zycie-i-smierc.blogspot.com

    Dzisiaj pojawi się (bądź pojawił się) prolog i bohaterzy! :) Rozdziały będą dodawane co dwa góra 3 dni.. Chyba, że szkoła mi nie pozwoli na czeste pisanie w weekendy będą pojawiać się rozdziały! :) zapraszam do komentowania :3

    OdpowiedzUsuń