Justin’s POV:
Gdy się obudziłem, moja głowa pękała w szwach. Szumiało mi coś, to było
na maksa wkurwiające. Nienawidziłem mieć kaca, najgorszy wróg. Przecież tak
dużo znowu nie wypiłem, nie wiedziałem dlaczego tak mi towarzyszy. Może to ze
względu na moją przerwę w piciu? Przekręciłem się na drugi bok i jęknąłem
głośno, rozciągając wszystkie mięśnie, poprzez wyciągnięcie rąk do góry i
wstrzymanie oddechu.
Po dłuższej chwili podniosłem się w końcu z tego barłogu pościeli i
podszedłem do okna. Podciągnąłem rolety i otworzyłem je na rozcież. Zaciągnąłem
się świeżym powietrzem i wypuściłem je przez nos. Wiedziałem, że zimny prysznic
na pewno trochę pomoże mi w odzyskaniu normalnego samopoczucia, więc ruszyłem,
by go wziąć.
Gdy zimne strumienie wody otuliły moje zmarnowane ciało, odetchnąłem z
ulgą, wzdrygając się. Zamknąłem oczy i nastawiłem twarz pod strumień,
nakładając szampon na włosy, wmasowując dosyć mocno. Po kilku minutach, gdy
obwiązałem sobie ręcznik wokół pasa i wyszedłem do pokoju, by znaleźć jakieś
ubrania, zorientowałem się, że nie pamiętam zupełnie nic. No prawie. Świtało
mi, że zabawiłem się z jakąś laską, ale to był naprawdę fragment, gdy
obmacywaliśmy się na parkiecie. Zaśmiałem się pod nosem i wyciągnąłem obcisłe,
czarne spodnie z niskim krokiem i do tego czarny T-shirt.
Umyłem zęby, podsuszyłem włosy, które o dziwo same dziś ułożyły się
całkiem nieźle i skierowałem się na dół. Byłem niewiarygodnie głodny.
- O! Justin się zwlekł z łóżka! –
usłyszałem głos Arthura.
Jeszcze mnie nie widzieli a już wiedzą, że to ja? Czyżby tylko mnie
brakowało na dole? Spałem najdłużej? Nieźle.
- Jaka skacowana morda. – dodał, na
co wszyscy się zaśmiali.
- Ty się kurwa zamknij, bo nie
wspomnę, kto wczoraj rano zdychał. – pokazałem na niego palcem, poruszając nim
w górę i w dół dość szybko.
Trochę go zgasiłem, bo aż podał mi szklankę wody, a ja w tym momencie
zorientowałem się jak bardzo tego potrzebowałem. Ująłem ją od niego i w szybkim
tempie pochłonąłem całą zawartość.
- Jak zwykle, Bieber musiał
zaszaleć. – mrugnął dwuznacznie Bruce.
- Zamknij się, Sertori. –
odpysknąłem. W sumie sam nie wiedziałem co mogę usłyszeć za chwilę.
- Nie mogliście iść kulturalnie do
łazienki? – spytał Marcel.
- Co kurwa?
Zaczęli się ze mnie śmiać, przybijając
sobie piątki a ja stałem jak słup soli. Co ja zrobiłem z tą laską? Przed oczami
stanął mi obraz, jak dziewczyna wyciągnęła mnie z klubu tylnymi drzwiami.
-
Gdzie chcesz iść, przystojniaku?
-
Gdziekolwiek. To nie ma znaczenia, chcę cię brać, jak sukę. – niewiele
myśląc, wskazałem tylne wyjście z klubu podbródkiem. Dziewczyna ujęła mnie za
dłoń i poprowadziła w kierunku drzwi.
Jak ona w ogóle się nazywała? Coś na S. Sam, Selene, Sophie..?
- Scarlett.. – po chwili
zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- Scarlett... – naśladowali mnie
chłopcy, marzycielsko formując głos.
- Dobra była? – spytał Arthur, który
stał obok mnie za blatem. Oboje wpatrywaliśmy się w tych idiotów, leżących na
kanapach.
- Stary, kurwa, nie pamiętam. Mówię
ci, chciałbym. – zaśmiałem się.
Zauważyłem, że Jason wbiega na górę, dlatego reszta ucichła. Wyjąłem
kawałek kurczaka i odgrzałem go, układając następnie na talerzu, z którym
zmierzyłem do salonu, na wolny fotel. Oglądali powtórkę jakiegoś show
muzycznego, w sumie, miałem ochotę pośmiać się z jakichś beztalenci. Rozsiadłem
się wygodnie, delektując się swoim śniadaniem. Zaczynałem czuć się coraz
lepiej.
- Co zrobimy z Connorem?
- Planowałem, by odwiedzić go dziś
wieczorem. Co wy na to? – uniósł się lekko, by spojrzeć na każdego po kolei.
- Zajebiście. – skomentowałem,
zaciskając na chwilę pięść. Miałem ochotę go rozwalić.
- Czyli co? Podjedziemy do jego
magazynu? – zagadnął Marcel. – Co z Perez’em? Wrócił do Connora, czy nie?
- Z tego co mi wiadomo nie wrócił
jeszcze, ogółem Spencer dowiedział się, że prawdopodobnie Perez odszedł od nich
na dobre. Nie wiem dokładnie o co poszło, ale myślę, że jakiś lewy przekręt
przed Connorem. Wiecie, że on tego nie toleruje, zresztą kto by kurwa na to
przymknął oko?
- No to są w osłabieniu, tak? –
spytałem.- Dan Connor, Andrew Davis i Lewis Price. – wymieniłem wszystkich z
równą pogardą w głosie.
- Tak, została ich trójka na naszą
piątkę. Damy radę z placem w dupie. – Bruce odchrząknął.
Byłem spokojny o dzisiejszy
wieczór. W sumie nawet mogłem zostać w domu, ale no nie odpuściłbym dołożenia
Connorowi. Nie chciałem mówić Bruce o moich chęciach, po co? Zaraz by mnie
zgnoił. Zresztą po co miałem się z nimi bić? Wydaje mi się, że gadka słowna
będzie w tym wypadku wystarczająca.
- Jakie warunki im stawiamy? –
usłyszeliśmy Arthura.
- Warunki? Mają wynieść się stąd na
zawsze. – odpowiedziałem mu, wstając z fotela. – Nie ma żadnych warunków.
- Bieber! Chodź tu i odbierz w końcu
ten telefon, bo za chwilę wypierdolę ci go za okno! – usłyszałem Jasona, który
wrzeszczał z góry.
Uniosłem brwi w górę i udałem się szybkim krokiem na górę, do swojej
sypialni. Piosenka, którą miałem ustawioną na dzwonek właśnie dobiegała końca,
więc wiedziałem, że mam jeszcze tylko kilka sekund, by zdążyć. Otworzyłem drzwi
do mojego pokoju, mocno pchając je w przód, dobiegłem do komórki leżącej na
łóżku i odebrałem połączenie od nieznajomego numeru, już drugie.
- Halo?
- H-halo? – usłyszałem po drugiej
stronie delikatny, kobiecy głosik.
- Czego? – zaśmiałem się, zupełnie
nie wiedząc kto to.
- Miałam zadzwonić dziś do ciebie,
chciałam właściwie ci podziękować za…
- Scarlett? Wybacz, kochanie, że
wczoraj ci przerwałem, możemy dokończyć to o każdej porze dnia i nocy. –
mruknąłem dosyć seksownie do słuchawki, próbowałem sobie przypomnieć, jak ona
dokładnie wyglądała i skąd miała mój numer, ale to nie było już ważne. – Hm?
- Ja.. Ughh.. – usłyszałem. – Nie
ważne. Po prostu dziękuję.
- O co kurwa chodzi? – byłem
zdezorientowany.
W odpowiedz usłyszałem tylko sygnał zerwanego połączenia. Zapisałem
sobie jej numer pod nazwą „Suka”. Nie pierwszy, nie ostatni taki. Nie
wiedziałem o co jej chodziło, więc postanowiłem to po prostu olać. Nie wiem
kurwa co jest. Wróciłem do chłopaków na dół, a telefon wcisnąłem do kieszeni.
Zobaczyłem, że w salonie przy stoliku siedzi Spencer, który musiał zjawić się
przed chwilą, przywiózł nam chińskie żarcie, coraz częściej to robił.
- Siema, Spencer, znowu to do cholery robisz? – przywitałem się z nim, ale nie odpowiedział mi, bo właśnie przeżuwał
resztki swojego kurczaka, zaśmiał się tylko.
- Twoja dziewczyna dzwoniła? –
rzucił po chwili.
- Słucham?
- Nie pamiętasz jej.. – westchnął
Bruce. – Spencer, stary, wybacz mu.
- Wydaje mi się, że to była ta laska
z klubu, ale jakaś pojebana się wydawała. Może alkohol z niej zszedł.
- Pokaż mi ten numer, Bieber. –
powiedział Spencer, wyjmując swój telefon i porównując jakieś numery. Wymienił
porozumiewawcze spojrzenie z Bruce.
- O co chodzi? – spytałem.
- Nie będę przypominał ci całego
tego jebanego wieczoru, Bieber, nie licz na to. – prychnął Bruce, ominął mnie i
usiadł na kanapie.
Co on sobie wyobrażał? Że co? Może mnie robić w chuja i nie mówić
co się stało wczoraj? Dobrze wiedział, że ponad połowy nie pamiętałem. Wewnątrz
mnie zapanowało dziwne uczucie, które mówiło mi, że to wcale nie była ta dziewczyna,
że wiedzą coś, o czym nie pamiętałem ja.
- Co ja do kurwy nędzy wczoraj
robiłem?! – uderzyłem otwartą dłonią w ścianę. – Nie jestem dzieckiem, żebyście
mi nie mówili!
Bruce nadal olewał moje słowa, a Spencer schował telefon i odwrócił się
do mnie tyłem, wpatrując się w okno. No myślałem, że zaraz wybuchnę. Jednym
mocnym ruchem, przy pomocy stopy, odwróciłem fotel Bruce, by siedział na wprost
mnie i popatrzył mi w oczy.
- Natychmiast mi kurwa powiedz co
się stało wczoraj. – moje ręce zwisały wzdłuż tułowia, oddychałem głęboko i
dość szybko. Dobrze wiedzieli, że nienawidziłem, gdy tak się ze mną bawili.
- Słabą masz główkę, Bieber. –
syknął. – Wyszedłeś z tą laską tylnym wyjściem. Nie wiem co z nią robiłeś, bo gdy ogarnąłem, że nie ma cię już sporo czasu, wyszedłem z klubu
żeby cię poszukać. Coś mi mówiło, że odjebałeś i tak było. – wstał, znajdując
się dokładnie na wprost mnie, ale milczał. Przeniósł wzrok na Spencera,
sugerując mu gestem dłoni, by kontynuował, mijając mnie.
- Stary, zadzwoniłeś do mnie
dokładnie z tego samego numeru, który teraz dzwonił do ciebie. Trzymałeś jakąś
dziewczynę, którą wpakowałeś mi do samochodu i kazałeś odwieźć do domu.
- Widziałem to, zobaczyłem cię przy
jego aucie z zakrwawioną koszulą! Najebałeś dwóch typów, którzy chcieli się do
tej panienki dorwać. Pokłóciliśmy się przed klubem i wróciliśmy do domu.
Przypominasz sobie, Bieber?
Wczorajsza noc..
- Co jest kurwa?! –
Bruce zmierzył w moim kierunku, był zły. – Pytam się co to jest?! – ujął
skrawek mojej koszuli w dłonie, zmiętolił i puścił po chwili.- Nie widzisz? Krew na mojej nowej koszuli.
- Skąd tu się do cholery wzięła krew?
- Bruce, odpierdol się. Nic nie zrobiłem złego. – chciałem go ominąć, ale on zatrzymał mnie, popychając do tyłu.
- Zawsze musisz coś zepsuć? Co kurwa zrobiłeś? – ujął mnie z kołnierzyk koszuli. – Pytam cię kurwa po raz ostatni, Bieber. Co zrobiłeś?
Nagle
mnie puścił, odchodząc kilka kroków w tył i znów wracając. Przejechał dłonią po
swoich włosach i miał zaciśnięte usta. Był wściekły, tylko nie rozumiałem
dlaczego aż tak. Uderzył pięścią w ścianę budynku.
- Co tam się stało?!
– wrzasnął, ciężko oddychając. Wskazał dłonią w stronę ślepej uliczki.- Idź i sam zobacz. – splunąłem, dotykając swojego policzka, który zapiekł.
- Nie cwaniakuj. Nie można nawet na chwilę zostawić cię samego, zawsze musisz się w coś wplątać. Jak mam ci kurwa ufać?! – zaczął się nieźle wkręcać.
- Przestań kurwa bredzić, okej? Pomogłem dziewczynie, bo chcieli ją zgwałcić, rozumiesz? Dwóch typów, chciało dobrać się do tej bezbronnej… - nie dokończyłem. Potarłem dłonią swoją szczękę, zniekształcając kształt ust. – Kurwa. – splunąłem.
Bruce spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem
bezradności. Czuł się winny. Czuł, że przesadził. Nie powinien tak mną gardzić.
A ja poczułem, że nie traktuje mnie jak kiedyś. Zmienił swój stosunek do mnie.
Nie będzie pozwalał mi działać już nigdy na własną rękę. Minąłem go, prostując
koszulę.
-
Justin..
Olałem go i skierowałem się do taksówki.
Nie miałem ochoty wracać z nim. Bruce przestał mi ufać..
-
Kelsey.. – szepnąłem, na wspomnienie jej ciemnych włosów i oczu. Na wspomnienie
jej kruchego ciała, wspartego na moim ramieniu i przestraszonego wzroku.
Przecież to ona do mnie dzwoniła. Przypomniałem sobie jak kazałem jej to zrobić.
– Kurwa. –mruknąłem.
Spojrzałem na Bruce, przypominając sobie
całą wczorajszą kłótnię i obdarzyłem go pogardliwym wzrokiem. „Bruce przestał mi ufać”, przypomniałem
sobie własną myśl sprzed kilku godzin.
Patrzył na mnie, wiedząc, że oboje myślimy o tym samym. Prychnąłem wybierając
ponownie numer tej dziewczyny. Nie zgłaszała się. W sumie nie dziwne, pomyliłem
ją z tamtą dziwką. Ugh. Zmierzwiłem włosy, ciągnąc za ich końce.
Minąłem meble salonowe i zajrzałem do
szafy, gdzie mieliśmy część naszego sprzętu. Wyjąłem dość nowy nabytek. Było to
urządzenie namierzające. Z łatwością wykryje aktywną kartę SIM. Nie było z tym
żadnego problemu, bo po kilkunastu sekundach wiedziałem już gdzie się znajduje.
Z powrotem schowałem wszystko do szafy
olewając pytania i zdziwione miny moich kumpli.
-
Pamiętasz o wieczornym wyjściu? – spytał mnie.
- No nie
wiem, Bruce, czy się zjawię. Może lepiej będzie, jak weźmiesz tylko zaufanych
chłopaków. – splunąłem, mrużąc oczy.
Chwyciłem kluczyki od BMW z etażerki w
przedpokoju i zmieniłem buty, na białe.
- Bieber,
nie zachowuj się jak dziecko. – usłyszałem, na co zaśmiałem się pod nosem i
głośno trzasnąłem drzwiami.
Rozpaliłem czerwonego Marlboro i
zaciągnąłem się dymem. Po chwili siedziałem już za kierownicą. Zacisnąłem dłoń
na kierownicy, na wspomnienie zachowania Bruce wczoraj. Szanowałem go zawsze,
mimo wszystko. Jego zdanie było dla mnie naprawdę ważne. Myślałem, że mi ufa,
że traktuje mnie poważnie. Byliśmy jak bracia, to ja dołączyłem do niego
pierwszy. Działaliśmy na początku we dwójkę. Jak mógł zachowywać się w ten
sposób? Jakbym nie był mu już do niczego potrzebny, jakbym mu zwisał.
Wcisnąłem pedał gazu, by przejechać na
świetle, które zmieniało się na czerwone. Wyłączyłem radio, które zaczynało
działać mi na nerwy, podając nonstop bezsensowne wiadomości. Po niedługiej
chwili, zajechałem na parking przed naszym jedynym Liceum w Worktown. Nie
wiedziałem czemu to robię. W sumie było mi po prostu głupio, chciałem zobaczyć,
czy wszystko z nią w porządku. Miałem nadzieję, że dam radę ją rozpoznać.
Wyszedłem z auta, zaparkowałem w miarę
blisko wyjścia, więc oparłem się o maskę i rozpaliłem kolejnego papierosa,
czekając aż ta szarańcza zacznie wychodzić z tej szkoły, bo właśnie usłyszałem
dzwonek. Nie myliłem się. Po kilkunastu sekundach młodzież zaczęła wychodzić z
budynku, a ja zdjąłem swoje okulary przeciwsłoneczne, wkładając je do kieszeni
spodni, w których zostawiłem swoją jedną dłoń, a drugą trzymałem papierosa.
Wpatrywałem się w każdą postać płci przeciwnej, szukając w niej Kelsey.
Zauważyłem po chwili małą blondynkę, która śmiała się na całe gardło,
wyglądając jak kretynka, ciągnąc za sobą dziewczynę z ciemnymi, rozpuszczonymi
włosami. Miała chude nogi i wcisnęła w jasne, obcisłe jeansy, w które wkasała
jasną koszulkę z rękawami ¾. To musiała być ona.
Wyprostowałem się, poprawiając swój czarny
t-shirt. Odchrząknąłem i splunąłem szybko koło samochodu. Dziewczyny zbliżały
się właśnie do mojego auta, bo zaparkowałem koło przejścia głównego do bramy
wyjściowej. Patrzyłem na nią, czekając aż spojrzy na mnie. W sumie nie
wiedziałem co jej powiedzieć.
No i stało się. Nasze spojrzenia spotkały
się, gdy była około 10 metrów ode mnie. Uśmiechnąłem się gwiazdorsko, po raz
ostatni zaciągając się papierosowym dymem i wyrzucając niedopałek. Zrobiłem
krok w przód.
- Co ty
tu robisz? – spytała drżącym głosem, stojąc już przy moim aucie. Kazała swojej zajaranej
przyjaciółce zaczekać na nią z tyłu.
- Cześć,
cukiereczku. – odparłem, milutkim głosikiem. – Dzwoniłaś dziś do mnie? Grzeczna
dziewczynka.
- Tak.. – spuściła wzrok w dół, pewnie
dlatego, że ją pomyliłem z kimś innym. – Ale nie..
-
Pomyliłem cię z pewną.. osobą. Nie wiele pamiętałem z
wczorajszego wieczoru, po twoim telefonie mi się przypomniało. W sumie aż za
wiele. – odchrząknąłem, odwracając się na chwilę do niej bokiem.
Dziewczyna patrzyła na mnie dość dziwnym
wzrokiem. Była zdezorientowana i nie wiedziała co powiedzieć.
-
Chciałam ci jeszcze raz podziękować, za wczoraj. – posłała mi chyba wymuszony
uśmiech, nienawidziłem tego.
- Co to było?
- Co
takiego?
- To. –
wskazałem na jej usta, kładąc swój kciuk pośrodku jej ust.
Spojrzała mi w oczy i przez chwilę nie
mrugała. Miała lekko zaróżowione policzki, czego wcześniej nie zauważyłem, więc
chyba ją zawstydziłem. W duchu byłem z siebie zadowolony, lubiłem wpędzać
kobiety w taki stan. Lubiłem sobą zachwycać, no niestety.
- Wiesz,
że nazywam się Justin? – spytałem. – Justin Bieber.
Odsunęła się nagle ode mnie, a jej oczy
gwałtownie się rozszerzyły. Objęła się ramionami, bo zawiał gwałtownie wiatr,
który zmierzwił jej włosy.
- Ten
Justin Bieber? – położyła nacisk na pierwsze słowo i odsunęła się o jeden krok.
- Nawet
mnie nie znasz.
-
Słyszałam wystarczająco dużo, by wiedzieć, że powinieneś zmienić imię na
„Niebezpieczeństwo”. (ang.’Danger’)
-
Zgaduję, że słyszałaś już o mnie? – spytałem, ponownie opierając się o maskę
czarnego samochodu, zatapiając dłonie w kieszeniach.
-
Znacznie więcej niż bym chciała, uwierz mi.
Spojrzała w bok. Widziałem jak nerwowo
zaciskała swoją małą pięść. Bawiło mnie to, naprawdę. Objąłem ją całą wzrokiem,
na co się speszyła. Wkurwiało mnie to, że nawet ona słyszała o mnie same
najgorsze rzeczy, ale z drugiej strony byłem świadomy i miałem to w dupie. Po
cholerę mi jej zdanie? Przeszkadzało mi tylko to, że od razu wierzyła ludziom,
nie pytając u źródła.
- Wierz w
sobie co kurwa chcesz. – przeszedłem obok niej.
-
Dziękuję, za uratowanie życia, Justin. – tym razem jej uśmiech był szczery,
widziałem to. Już dużo kobiecych uśmiechów widziałem, ale nigdy takiego
niewinnego.
-
Zatrzymaj to dla siebie. Narobiłem sobie tylko problemów przez ciebie z
chłopakami. Miałem nie wdawać się w bójki, niedawno wyszedłem i nie mam zamiaru
znów wracać do tego piekła. – otworzyłem drzwi od samochodu. - A na pewno jakaś
tam panienka nie będzie powodem, dla którego by się tak stało. – przeniosłem na
nią wzrok. – Więc następnym razem nie włócz się po nocy i siedź na tyłku z
nosem w książkach, skarbie. – puściłem jej oczko.
Wsiadłem do środka, odpalając silnik,
otwierając obydwa okna, a na tym z mojej strony, oparłem rękę.. Nałożyłem
okulary i zgrabnie wycofałem z miejsca parkingowego. Zauważyłem, że Kelsey
idzie sama główną drogą, gdyż ta blondynka już zniknęła. Wyjechałem z terenu
szkoły i włączyłem się w ruch uliczny. Niestety, nagle zrobił się korek.
Przeklinając pod nosem, położyłem obie dłonie na kierownicy.
Rozmyślałem nad sensem przyjazdu tutaj.
Nie znalazłem go w ostateczności. Zapaliłem papierosa, wiedząc, że na jednym
się nie skończy. Przełączyłem na jakieś inne fale, szukając jakiejś możliwej
muzyki i wylądowałem na stacji miejscowej, gdzie leciał RAP, którego w ostateczności
mogłem posłuchać. Spojrzałem w lewo, gdzie ujrzałem Kelsey idącą na przystanek
autobusowy z jakimś kolesiem. Wyglądał, jak ostatnia ofiara. Ta pizda chyba
nigdy nie widziała porządnych ubrań. Zaśmiałem się dość głośno. Jak ona mogła
pokazywać się z kimś takim? Pogłosiłem
radio, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pobliżu. Jej także. Spojrzała na
mnie, a ja wpatrywałem się w nią. Nawet nie zorientowałem się, że zaciskam
dłonie na kierownicy, a obie wargi wciągam do środka, naciskając na nie zębami.
Potrząsnąłem lekko głową i wysunąłem się na lewy pas. Zaczęli trąbić na mnie ze
wszystkich stron, a ja z uniesionym, środkowym palcem w górze wyprzedziłem
sznur samochodów i skręciłem w lewą ulicę, by jak najszybciej znaleźć się w
domu.
Po chwili zaparkowałem na podjeździe i
wchodząc do środka, rzuciłem kluczykami, które spadły na podłogę. Miałem to w
dupie. Przeszedłem do salonu, gdzie siedzieli wszyscy mieszkańcy domu. Chyba
zjawiłem się w trakcie jakiejś ważnej rozmowy. Dotyczyła pewnie wyprawy na
magazyn Connora. I tak, zrobię to, na co
będę miał ochotę. Nie spojrzałem mu nawet w oczy. Zawróciłem i ruszyłem do
swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżku i kładąc rękę na moich oczach,
przymknąłem je, rozluźniając powoli swoje ciało. Chciałem się troszkę uspokoić.
Analizowałem w głowie ostatnie godziny tego dnia. Spencera, Bruce i ją. Nie
wiedziałem nawet jak sam się czuję, to było dziwne, w chuj nie na miejscu.
Nabrałem chęci na pojechanie do Connora i pokazanie mu, kto rządzi w tym
mieście. Że wróciłem i jestem gotowy na wszystko. Chciałem znów być na
szczycie. Nagle coś zawibrowało w mojej kieszeni, wyrywając mnie z przemyśleń. Wyjąłem telefon.
Od: *Suka*
„Nie jestem twoim problemem. Mimo wszystko, jestem Ci wdzięczna, jak nikomu nigdy. Gdyby nie Ty... K.”
Uśmiechnąłem się mimowolnie, na
wyobrażenie, jaką miała minę, gdy to pisała. Zmieniając jej nazwę, ktoś zapukał
do moich drzwi.
- Mogę?
- Skoro
musisz. – odparłem obojętnie.
Bruce wszedł do środka i zatrzymał się
dość blisko mnie. Atmosfera w powietrzu była dość napięta. Wiedziałem, że
szykuje się poważna rozmowa, na którą średnio miałem ochotę.
Do: *Kelsey*
„To niedługo się okaże.”
~~~~~*~~~~~
Mam nadzieję, że zyskałam już jakichś stałych czytelników ;)
Będę starała się dodawać rozdziały co 2-3tygdnie.. Wiadomo.. Szkoła się zaczyna zaraz..
CZYTAM = KOMENTUJĘ
osoby, które nie wpiszą się w tej zakładce, nie będą informowane o nowościach.
Dopiero dziś zaczęłam czytać i strasznie mnie wciągnęło. Bardzo podoba mi się twój sposób pisania i tematyka bloga. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZapraszam również na mojego bloga: http://fall-tlumaczeniex.blogspot.com
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial!
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny! :)
•hisarda
Justin nie zyskał mojej sympatii, jakoś w tym rozdziale nie mogę go zdzierżyć. Poza tym notka okej. Stan na kacu jest koszmarny, a cała ekipa J. wydaje się w porządku. Samo spotkanie z K. - naprawdę z niej szara myszka, bo ja bym chyba J. rozniosła na miejscu... x.x" Natomiast zaintrygowałaś mnie końcówką tego rozdziału...
OdpowiedzUsuńChcialabym Ci podziękować za tak długi komentarz u mnie na blogu! Chyba kazdy woli czytac długie komentarze niż zwykle "czekam na nn" czy coś :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to fajny. Danger, mrr. :> Bruce wkurzył mnie swoim brakiem zaufaniem w stosunku do Justina, chociaż z drugiej strony rozumiem, czemu mu nie ufa..
Czekam na dalsze losy Kels i Justina, mam nadzieję, że niedlugo pojawi się kolejny rozdział!
U mnie juz jest nn :) labrer.blogspot.com
O kurde! Mam nadzieję, że Kesley i Justin będą mieli ze sobą naprawdę sporo przygód. Tych złych i dobrych. Na pewno powalisz nas wszystkich na kolana. Justin w tym rozdziale jakoś nie bardzo mi się spodobał, ale na pewno jego zachowanie się poprawi pod wpływem Kesley, haha. Ale nie będę sobie nic wyobrażać tylko czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńwww.onelife-ff.blogspot.com
Świetny rozdział! Zapraszam na mojego bloga :
OdpowiedzUsuńswiatelko-nadziei-zycie-i-smierc.blogspot.com
Dzisiaj pojawi się (bądź pojawił się) prolog i bohaterzy! :) Rozdziały będą dodawane co dwa góra 3 dni.. Chyba, że szkoła mi nie pozwoli na czeste pisanie w weekendy będą pojawiać się rozdziały! :) zapraszam do komentowania :3
Super , czekam na next <3
OdpowiedzUsuń