Otworzyłem oczy leżąc w swoim
łóżku. Uwielbiałem go, uwielbiałem się w nim budzić. Wreszcie normalnie spałem,
nic mnie nie bolało, mogłem kąpać się kiedy chciałem. Tak, na to czekałem ponad
dwa lata.
Wyszedłem z więzienia 5 miesięcy temu, ponad pół roku przed rzeczywistym
wymiarem kary za dobre sprawowanie i pewnie za kasę, którą skołowali moi
kumple, w sumie mieliśmy jej pod dostatkiem, więc z tym nie było problemu. Dwa
lata niewyobrażalnego piekła, o którym gdy tylko myślałem, ciarki przeszywały
całe moje ciało. Nawet dla takiego kogoś jak ja, który przeszedł naprawdę dużo
było to coś, czego nigdy nie dało się zapomnieć. Na moim ciele pojawił się
kolejny tatuaż, tuż przy lewej piersi, ukazywał czarny krzyż, z którego ciekła
krew, nie wiem dlaczego, po prostu tak chciałem. Może był to symbol tego, jak
dużo mam na swoich barkach, że przez to tak cholernie cierpię?
Gdy wyszedłem z więzienia wydawałem się jakiś spokojny, jakby pobyt tam,
podziałał na mnie kojąco. Może tak było na zewnątrz, w środku marzyłem by
wrócić do tego, co przerwałem. Wiedziałem, że tylko to może przywrócić z
powrotem mnie, inaczej będę nie do życia. Miałem swój cel, musiałem go
wypełnić.
Podniosłem się i zmierzyłem do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Wcale
nie był taki szybki. Rozkoszowałem się nim, od mojego powrotu. W pierwsze dni
po wyjściu z pierdla potrafiłem stać pod nim godzinami, próbując spłukać setki
godzin spędzonych w tym kwadratowym pomieszczeniu.
Nakładając na siebie krótkie,
czarne, luźne spodenki i białą bokserkę zbiegłem po schodach na dół. Ruszyłem w
kierunku lodówki, by jak najszybciej zapełnić mój żołądek, który aż krzyczał i
skręcał się z głodu.
- Musisz tak głośno łazić po tych
schodach? Umarłego byś obudził. – rzucił Marcel, który spał na kanapie, pewnie
znów zasnął przed telewizorem.
- Skąd miałem wiedzieć, że znowu
zasnąłeś przy telewizorze? - zaśmiałem
się. – Pornografia jest uzależniająca, stary.
- Spierdalaj. – odparł i przykrył
się kocem po samą brodę i zamknął oczy.
Nalałem mleka do swoich płatków i wyszedłem na taras, by spokojnie to
zjeść. Promienie słońca padały na moją zaspaną jeszcze trochę twarz.
Poprawiłem czerwoną czapkę, która naciągnąłem na głowę i pociągnąłem sok, przez rurkę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i odczytałem jednego SMS-a.
Od: *Bruce*
„Gdy podniesiesz
swój pieprzony tyłek z łóżka to zadzwoń do mnie.”
Wybrałem jego numer i połączyłem się z nim.
- Wreszcie, Bieber. Żyjesz?
- Wreszcie, Bieber. Żyjesz?
- Czego chcesz? – spytałem,
przełykając i lekko krztusząc się przy tym. Mówienie i jedzenie w tym samym
czasie, nie było dobrym pomysłem.
- Twój przyjaciel właśnie skazał
Matta na dwójkę za to pobicie. – nastała głucha cisza. – A jakbyś już pytał, to
właśnie jestem w sądzie, rozprawa się skończyła.
- Dlaczego do kurwy nędzy nie
wziąłeś mnie ze sobą?!
- To nie jest dobry czas na rozmowy
w tym temacie. Zorientuje się, jakie są szansę na to, by wyciągnąć go jakoś
wcześniej.
- Skąd weźmiemy następna kurwa
dostawę broni?
- Matt ma zastępcę, biznes kręci się
dalej, nie musisz się kurwa martwić.
Zacząłem oddychać naprawdę głęboko i dość szybko. Zacisnąłem pięści a po
chwili miska z niedokończonym śniadaniem wylądowała na deskach tarasu. Byłem
wściekły. Myślałem, że ze swoją zemstą poczekam jeszcze trochę, ale jak widać,
temu śmieciowi nie jest dane żyć tak długo.
- Bieber, uspokój się. Nie myśl
teraz o tym. Nie rób nic co..
- Myślę tylko kurwa o tym. –
przerwałem mu.
Rozłączyłem się i wróciłem do domu w poszukiwaniu kluczyków do
samochodu. Kręciłem się po przedpokoju, później przeszukałem kuchnię i
zmierzyłem do salonu.
- Co to był za hałas? – spytał
Marcel, nadal leżący na kanapie.
- Nic się kurwa nie stało. –
odpysknąłem.
- Wiem, że coś się dzieje, Justin.
Widzę, okej?
- Muszę coś załatwić, niedługo
wrócę.
Chwyciłem kluczyki leżące pod stolikiem i po chwili już siedziałem za
kierownicą niskiego, czarnego BMW. Moim kierunkiem był sąd, ten sam. Mieścił
się w centrum miasta, a drogę do niego znałem na pamięć, nawet z zamkniętymi
oczami bym tam dotarł. Non stop zwiększałem prędkość jazdy a moje dłonie były
zaciśnięte na kierownicy. Rozpalałem już drugiego papierosa podczas tej drogi.
Strasznie szybko się kończyły. Cóż. Rozluźniłem ramiona i oparłem się całą
długością pleców o siedzenie. Wypuściłem powietrze z płuc i nim się obejrzałem
byłem na miejscu. Zaparkowałem na jednym z miejsc parkingowych i wyszedłem z
samochodu. Zakręciłem się przy wejściu, paląc kolejnego szluga i zdecydowałem
się wejść do środka. Ręce mi chodziły, bo nie wiem co stałoby się gdybym
zobaczył tego śmiecia.
Przechodziłem obok dużej ilości ludzi, wszyscy dziwnie się na mnie
patrzyli. Może nie byłem ubrany zbyt stosownie do miejsca mojego pobytu, ale
miałem to w dupie, szczerze mówiąc. Nagle z drzwi po prawo wyszedł Bruce, który
niemal na mnie wpadł.
- Co ty tutaj robisz, Bieber?
- Stoję, a kurwa nie widać?
Spuścił głowę i westchnął. Wiedziałem, że wolał mi oszczędzić
przebywania w tym miejscu, ale nie musiał robić ze mnie pizdy i pozwolić mi
zdecydować samemu. Nie jestem już małym chłopcem, za którego trzeba podejmować
decyzje. Spojrzałem na niego i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Bruce. Jest okej, nie musisz się o
mnie tak kurwa martwić, stary.
- Pytałem o Matta. – nie lubił się
użalać, tak jak i ja. – Jedynym wyjściem, jest kurwa jego dobre sprawowanie.
Nawet nasze kontakty i układy nie pomogą. Nienawidzą nas kurwa, zrobią
wszystko, żeby wsadzić każdego z nas i naszych wszystkich znajomych.
- Podobno tu uczą kurwa
sprawiedliwości. Od kiedy za bójkę dostaje się dwa lata odsiadki, zwłaszcza, że
temu skurwysynowi nic się nie stało, miał kilka siniaków. Jak to w ogóle
możliwe, że dostał się w ręce policji, przecież robi to od lat. Nawet nam
czasami pomagał. Jak to możliwe? – zmierzwiłem swoje włosy, ciągnąc za ich
końce.
- Nie wiem, kurwa, nic już nie wiem.
– położył dłoń na swoim czole i wypuścił nadmiar powietrza z płuc. Nie był w
dobrym stanie.
- Bruce. Mamy dużo do roboty, musimy
wracać do domu.
- Co mamy kurwa do roboty?! Mam
ochotę się najebać, Bieber. Dawno nie robiliśmy tego razem. Co ty na to?
Spojrzeliśmy na siebie i postanowiłem odłożyć swój plany, a właściwie
dwa na później. Chętnie potowarzyszę mojemu kumplowi, zresztą sam nie piłem już
bardzo dawno. To nas trochę wyluzuje i na chwilę odciągnie od rzeczywistości.
Przynajmniej zawsze tak było.
- Z tobą zawsze. – skleiliśmy męską
piątkę i zaśmialiśmy się. – Connorem zajmiemy się kiedy indziej, a jeszcze
później załatwię tego pierdolonego Sędzię.
- Nie będę teraz się z tobą kłócił,
Justin. Więc udam kurwa, że tego nie słyszałem.
- Dobrze wiesz, że to zrobię, z
waszą pomocą, czy bez niej. – przeszliśmy przez drzwi główne wielkiego budynku.
- Znam cię, nie musisz mi tego
mówić. Tylko tym razem, ja decyduję o wszystkim co będziemy robić, rozumiesz co
to oznacza? Decyduję też o tym, co ty zrobisz. – uniósł palec, wskazując na
mnie.
- Jasne, mamo. – prychnąłem i
rozłączyliśmy się, idąc do osobnych samochodów.
Od kilkunastu minut siedzieliśmy w jedynym klubie w Worktown. Ja, Bruce,
Marcel i Jason. Arthur został w domu, twierdząc, że nie ma ochoty na picie, bo
poprzedniej nocy zabalował ze swoim bratem. Męczył go potwornie wielki kac. W
sumie nie dziwiłem się, też nie ruszał bym się na krok ze swojego łóżka w
takiej sytuacji.
Siedzieliśmy z chłopakami przy ladzie, waląc kolejne szoty. Nie wiem,
która to była kolejka. Po pierwszych 5 zgubiłem rachubę no i przestałem liczyć.
Wyrwałem się z kręgu problemów i przez chwilę poczułem się jak normalny facet,
z normalnym życiem, który nie wplątał się w gówno, które uziemiło go już do
końca jego dni.
- Chcesz się napić z nami, kochanie?
– spytałem, widząc obok siebie śliczną szatynkę, w krótkiej, jeansowej
spódniczce.
Spojrzała na mnie wyzywającym
wzrokiem i nachyliła, kładąc swoją dłoń na moim udzie.
- Wolałabym zatańczyć. – szepnęła do
mojego ucha, skubiąc jego płatek.
Nieco odsunąłem się od niej i przechyliłem kolejny kieliszek czystej.
- No panowie, zaraz do was wrócę. –
wstałem z krzesła i tak zakręciło mi się w głowie, że nieco wsparłem się na
nowej nieznajomej. Najebałem się.
- I tak nie poruchasz. – usłyszałem
Jamesa, na co pokazałem mu środkowy palec.
Po krótkiej chwili znalazłem się z tą panną na parkiecie, w sumie po
jego drugiej stronie. Zaczęła kręcić biodrami w rytm wolnej, ale rytmicznej
piosenki. Światła były dość ciemne, więc moje oczy widziały dobrze, pomimo
nadmiaru alkoholu we krwi. Dziewczyna ocierała się swoim tyłkiem o mojego
penisa, który czułem, że robi się twardy. W chuj czasu temu miałem jakiekolwiek
zbliżenie z dziewczyną, więc nie będzie musiała się zbyt starać. Uniosłem rękę w
górę i bansowałem w rytm piosenki. Po chwili obydwie moje dłonie spoczywały na
jej biodrach i dociskałem ją do siebie jeszcze mocniej.
- Wyjaw mi swoje imię, skarbie.. –
szepnąłem jej do ucha, całując i gryząc przy tym skórę za nim.
Dziewczyna zaśmiała się i odwróciła przodem do mnie. Wpiła swoje usta w
moje i namiętnie pocałowała przez kilka sekund. Zarzuciła mi swoje dłonie na
kark, a jedną z nich jeździła po moich włosach. Objąłem ją w pasie a drugą
złapałem ją za tyłek i ścisnąłem mocno, na co jęknęła mi w usta.
- Hm?
- Scarlett. – westchnęła.
- Scarlett. – powiedziałem
marzycielsko. Przechyliłem ją nieco w tył, trzymając dłonie na jej plecach, by
się nie wywróciła i zacząłem całować ją od podbródka w dół, przez szyję, ssąc
jej skórę i zostawiając mokre pocałunki, poprzez obojczyki, lekko przejeżdżając
językiem po dekolt, na który poświęciłem nieco więcej czasu. Chciałem nieco ją
rozgrzać. – Na co masz ochotę, Scarlett? – spytałem, wiedząc co odpowie.
- Na ciebie, chcę się z tobą
pieprzyć. – powiedziała wprost do mojego ucha, na co przejechałem dłonią mocno
od jej ramienia, przez fragment jej piersi, brzuch do samego biodra zahaczając
o jej pachwinę. Ponownie mnie pocałowała.
- Chodźmy stąd, hm?
Dziewczyna złapała mnie za rękę i zmierzyła w kierunku drzwi. W kierunku
drugiego wyjścia z klubu, tylnego. Gdy znaleźliśmy się na powietrzu pobiegliśmy
kawałek w głąb ciemnej uliczki, która była ślepa, więc nikogo nie mogło tam
być. Popchnąłem ją, przyciskając do ściany, wsadzając rękę pod jej spódnice,
masując przy tym jej udo. Zadarłem jej jedną nogę na siebie, trzymając przy
swoich biodrach.
Słyszałem pomruki jej zadowolenia, ale nie tylko to. Uliczka była długa,
nie widziałem co było dalej, na jej końcu, ale wiedziałem, że ktoś tam kurwa
był. Słyszałem krzyk.
- No dalej.. – błagała, a ja
zorientowałem się, że przestałem pieścić jej szyję, lecz trzymałem usta tuż nad
nią.
Dziewczyna zamieniła nas miejscami. Przygwoździła mnie do ściany i
rozpięła trzy górne guziki od mojej koszuli, całując moją klatkę piersiową.
Zamknąłem oczy, próbując nie zwracać uwagi na krzyki, które słyszałem..
Nim się zorientowałem, Scarlett była już na dole, a ja miałem
obciągnięte spodnie, rozszerzyłem oczy z zaskoczenia, bo dawno nikt nie
zajmował się mną w ten sposób.
„Pomocy! Pomocy!” Byłem pewien, że to usłyszałem.
- Hey, przestań. – powiedziałem, do
dziewczyny, która przede mną klęczała. Wydawała się mnie nie słyszeć. –
Przestań już, kurwa. – położyłem dłoń na jej głowie, odpychając ją powoli, ale
zdecydowanie.
- Co jest do cholery? – szatynka
była zdziwiona, w sumie ja też. – To miało się skończyć inaczej.
- Wracaj do środka, zaraz tam będę.
– szepnąłem, ujmując jej twarz w dłonie. Musiałem przerwać. Musiałem sprawdzić
co tam się kurwa dzieje.
Scarlett popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem, otworzyła usta ze
zdumienia.
- Kochanie, zamknij już te usta.
- Co ty sobie wyobrażasz, ty
pieprzony dupku?! – zaczęła okładać mnie pięściami w tors.
- Uspokój się, kurwa i wróć do
środka!
Odszedłem od niej i zapiąłem swoją koszulę do końca. Ruszyłem w przód,
skąd wydobywały się tajemnicze krzyki. Nie interesowała mnie już w sumie ta
dziewczyna, która wkurwiła się, że przerwałem jej gdy robiła mi dobrze.
Przyśpieszyłem kroku i poczułem w środku, że to nie skończy się dobrze. Nie
miałem ze sobą żadnej broni, Bruce nie byłby zadowolony, ale w tym momencie
miałem to w dupie.
- Ratunku! Puszczajcie mnie, proszę!
– słyszałem coraz wyraźniej.
Zacząłem biec, a po krótkiej chwili dotarłem do źródła. Zobaczyłem dwóch
facetów, którzy dobierali się do bezbronnej, kruchej dziewczyny. Nie byli
specjalnie groźni z postury, jak dla mnie. Wszystko się we mnie zagotowało,
zacisnąłem pięści.
- Daję wam kurwa pięć sekund na
zabranie łap z tej dziewczyny. – wysyczałem.
- A kim ty kurwa jesteś, żeby nam
rozkazywać?
- Nie pierdol, możemy się z tobą
podzielić. – zaśmiali się oboje.
- Ja kurwa nie żartuję. Czas leci.
Obdarzyli mnie takimi spojrzeniami, jakby
naprawdę myśleli, że robie sobie żarty. Byli pewni siebie, nieświadomi co zaraz
im zrobię.
- Dwa, jeden.. –
powiedziałem, ruszając w ich stronę.
Przyłożyłem pierwszemu w szczękę i nim
zdążył mi oddać, złapałem jego rękę w łokciu i bez wahania wygiąłem w drugą
stronę, łamiąc ją. Z jego ust wydobył się niewiarygodny wrzask bólu. Drugi
podbiegł, chcąc mu pomóc, ale również spotkał się z moimi pięściami. Oddał mi
kilka razy, co zabolało, jak każde uderzenie, ale po moich dwóch prostych upadł
na ziemię, a ja usiadłem na nim nadal okładając go ciosami. Krew leciała z jego
nosa, a on błagał bym przestał.
- Dotkniesz jeszcze
kiedyś kobiety, wbrew jej woli? – spytałem, ściskając jego szczękę w jednej
dłoni. Zauważyłem, że porwał mi koszulę.
- Nie. – wyjąkał. –
Odpuść mi już. – splunął krwią.
Wstałem z niego, ale ten zamknął oczy i
odpłynął do innej krainy. Nie przejmowałem się nim teraz ani trochę. Podszedłem
do dziewczyny, poprawiając sobie włosy. Rozprostowałem dłoń.
- Wszystko w
porządku? – spytałem delikatnie.
- Tak. – odparła
cicho, patrząc swoimi zapłakanymi oczami w moje.
- Chodź, odwiozę cię
do domu. – podałem jej dłoń, ale dziewczyna nie chciała jej ująć. - Hey, nie skrzywdzę cię, wierzysz mi?
- Nie wiem już w co wierzyć. - jej wzrok był naprawdę mocno wystraszony. Po chwili wahania, ujęła ją podciągając się.
Zakołysała się, a ja poczułem, jakbym w ogóle nie pił. Złapałem ją pod bok, by się nie przewróciła i zacząłem prowadzić w stronę ulicy.
Zakołysała się, a ja poczułem, jakbym w ogóle nie pił. Złapałem ją pod bok, by się nie przewróciła i zacząłem prowadzić w stronę ulicy.
- Zdradzisz mi swoje
imię? – odgarnąłem jej ciemne włosy ze swojego policzka.
- Kelsey. – odparła
drżącym głosem.
Uśmiechnąłem się, wyjmując telefon z jej
kieszeni. Najpierw wpisałem swój numer, który jej zapisałem, później wybrałem
Spencera, mojego kumpla.
- Stary, przyjedź
pod klub, mam sprawę. – powiedziałem do telefonu.
Podprowadziłem dziewczynę do ulicy, ta
oparła się o mnie całym ciężarem, kładąc swoją głowę w zagłębieniu mojego
obojczyka. Poczułem się dość dziwnie, naprawdę, jakby coś było nie tak jak
potrzeba, a może właśnie było dobrze? Sam nie potrafię tego opisać. Po chwili
podjechał Spencer swoim ciemnym samochodem. Uchylił okno od strony pasażera.
- O co chodzi,
Bieber?
- Zawieź ją do domu,
okej? – podniosłem głos.
Uniosłem głowę dziewczyny, która niemal
spała i spojrzałem w jej ciemne oczy.
- Hey, Kelsey.
Zadzwoń do mnie jutro, hm?
Pokiwała głową a ja pomogłem wsiąść jej
na tylne siedzenie. Zamknąłem za nią drzwi i patrzyłem jak Spencer odjeżdża z
piskiem opon. Wypuściłem powietrze i mając zamiar wracać do środka, zauważyłem
Bruce, który właśnie wyszedł z klubu.
- Co jest kurwa?! –
podniósł głos, widząc, jak wyglądam.
Pierwszy rozdział jak widać się pojawił już :)
~~~*~~~
INFORMOWANI - zapisywać się!Pierwszy rozdział jak widać się pojawił już :)
CZYTANIE = KOMENTOWANIE
Aaaaw pierwsza rozdział kocham<3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
OdpowiedzUsuńŚwietny, cieszę się, że są inne wydarzenia niż w tamtym! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nn pojawi się już niedługo! :D
Zapraszam również na moje nowe opowiadanie: labrer.blogspot.com
Na wstępie, proponuję wyjustować tekst. Będzie wyglądał estetyczniej. Co do samej notki, mogę stwierdzić, że dobra robota. Nie boisz się mocnych słów i trzymasz się wykreowanego świata, dzięki temu.
OdpowiedzUsuńOkej, Bruce... tak, Burce - tak, polubiłam go :3
Podoba mi sieee :D
OdpowiedzUsuńswietny
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Czekam na kolejny :))
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;3
OdpowiedzUsuńSuper <3 czekam. nn
OdpowiedzUsuńnormalnie nie moge i znów nie mam się czego doczepić *.*
OdpowiedzUsuńboże już to kocham ... ;* ~ Maja
Prosiłaś mnie o szczerą opinię, więc spełniam Twoją prośbę.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dość oklepana fabuła, ale każda z osobna ma w sobie coś innego. Jedyne co mi się nie podoba to wstawianie tych gifów co chwilę. Moim zdaniem to trochę psuje wygląd całego opowiadania. Ale nie wiem, może to tylko takie moje wrażenie.
Tak czy inaczej, szerszą opinię będę mogła wystawić Ci dopiero po paru rozdziałach. Teraz jest jeszcze za mało, bym mogła cokolwiek więcej powiedzieć.
Czekam jednak z niecierpliwością na następny rozdział!
Pozdrawiam,
www.onelife-ff.blogspot.com
*-* niektórzy bohaterowie z Dengera ale co tam jak to kocham hahha
OdpowiedzUsuń