14.08.2014

[1] Tell me your name, baby?

Justin's POV:
     Otworzyłem oczy leżąc w swoim łóżku. Uwielbiałem go, uwielbiałem się w nim budzić. Wreszcie normalnie spałem, nic mnie nie bolało, mogłem kąpać się kiedy chciałem. Tak, na to czekałem ponad dwa lata.
     Wyszedłem z więzienia 5 miesięcy temu, ponad pół roku przed rzeczywistym wymiarem kary za dobre sprawowanie i pewnie za kasę, którą skołowali moi kumple, w sumie mieliśmy jej pod dostatkiem, więc z tym nie było problemu. Dwa lata niewyobrażalnego piekła, o którym gdy tylko myślałem, ciarki przeszywały całe moje ciało. Nawet dla takiego kogoś jak ja, który przeszedł naprawdę dużo było to coś, czego nigdy nie dało się zapomnieć. Na moim ciele pojawił się kolejny tatuaż, tuż przy lewej piersi, ukazywał czarny krzyż, z którego ciekła krew, nie wiem dlaczego, po prostu tak chciałem. Może był to symbol tego, jak dużo mam na swoich barkach, że przez to tak cholernie cierpię?
    Gdy wyszedłem z więzienia wydawałem się jakiś spokojny, jakby pobyt tam, podziałał na mnie kojąco. Może tak było na zewnątrz, w środku marzyłem by wrócić do tego, co przerwałem. Wiedziałem, że tylko to może przywrócić z powrotem mnie, inaczej będę nie do życia. Miałem swój cel, musiałem go wypełnić.
     Podniosłem się i zmierzyłem do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Wcale nie był taki szybki. Rozkoszowałem się nim, od mojego powrotu. W pierwsze dni po wyjściu z pierdla potrafiłem stać pod nim godzinami, próbując spłukać setki godzin spędzonych w tym kwadratowym pomieszczeniu.
     Nakładając na siebie krótkie, czarne, luźne spodenki i białą bokserkę zbiegłem po schodach na dół. Ruszyłem w kierunku lodówki, by jak najszybciej zapełnić mój żołądek, który aż krzyczał i skręcał się z głodu.
- Musisz tak głośno łazić po tych schodach? Umarłego byś obudził. – rzucił Marcel, który spał na kanapie, pewnie znów zasnął przed telewizorem.
- Skąd miałem wiedzieć, że znowu zasnąłeś przy telewizorze?  - zaśmiałem się. – Pornografia jest uzależniająca, stary.
- Spierdalaj. – odparł i przykrył się kocem po samą brodę i zamknął oczy.
     Nalałem mleka do swoich płatków i wyszedłem na taras, by spokojnie to zjeść. Promienie słońca padały na moją zaspaną jeszcze trochę twarz. Poprawiłem czerwoną czapkę, która naciągnąłem na głowę i pociągnąłem sok, przez rurkę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i odczytałem jednego SMS-a.

Od: *Bruce*

„Gdy podniesiesz swój pieprzony tyłek z łóżka to zadzwoń do mnie.”

    Wybrałem jego numer i połączyłem się z nim. 
- Wreszcie, Bieber. Żyjesz?
- Czego chcesz? – spytałem, przełykając i lekko krztusząc się przy tym. Mówienie i jedzenie w tym samym czasie, nie było dobrym pomysłem.
- Twój przyjaciel właśnie skazał Matta na dwójkę za to pobicie. – nastała głucha cisza. – A jakbyś już pytał, to właśnie jestem w sądzie, rozprawa się skończyła.
- Dlaczego do kurwy nędzy nie wziąłeś mnie ze sobą?!
- To nie jest dobry czas na rozmowy w tym temacie. Zorientuje się, jakie są szansę na to, by wyciągnąć go jakoś wcześniej.
- Skąd weźmiemy następna kurwa dostawę broni?
- Matt ma zastępcę, biznes kręci się dalej, nie musisz się kurwa martwić.
     Zacząłem oddychać naprawdę głęboko i dość szybko. Zacisnąłem pięści a po chwili miska z niedokończonym śniadaniem wylądowała na deskach tarasu. Byłem wściekły. Myślałem, że ze swoją zemstą poczekam jeszcze trochę, ale jak widać, temu śmieciowi nie jest dane żyć tak długo.
- Bieber, uspokój się. Nie myśl teraz o tym. Nie rób nic co..
- Myślę tylko kurwa o tym. – przerwałem mu.
      Rozłączyłem się i wróciłem do domu w poszukiwaniu kluczyków do samochodu. Kręciłem się po przedpokoju, później przeszukałem kuchnię i zmierzyłem do salonu.
- Co to był za hałas? – spytał Marcel, nadal leżący na kanapie.
- Nic się kurwa nie stało. – odpysknąłem.
- Wiem, że coś się dzieje, Justin. Widzę, okej?
- Muszę coś załatwić, niedługo wrócę.
      Chwyciłem kluczyki leżące pod stolikiem i po chwili już siedziałem za kierownicą niskiego, czarnego BMW. Moim kierunkiem był sąd, ten sam. Mieścił się w centrum miasta, a drogę do niego znałem na pamięć, nawet z zamkniętymi oczami bym tam dotarł. Non stop zwiększałem prędkość jazdy a moje dłonie były zaciśnięte na kierownicy. Rozpalałem już drugiego papierosa podczas tej drogi. Strasznie szybko się kończyły. Cóż. Rozluźniłem ramiona i oparłem się całą długością pleców o siedzenie. Wypuściłem powietrze z płuc i nim się obejrzałem byłem na miejscu. Zaparkowałem na jednym z miejsc parkingowych i wyszedłem z samochodu. Zakręciłem się przy wejściu, paląc kolejnego szluga i zdecydowałem się wejść do środka. Ręce mi chodziły, bo nie wiem co stałoby się gdybym zobaczył tego śmiecia.
     Przechodziłem obok dużej ilości ludzi, wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Może nie byłem ubrany zbyt stosownie do miejsca mojego pobytu, ale miałem to w dupie, szczerze mówiąc. Nagle z drzwi po prawo wyszedł Bruce, który niemal na mnie wpadł.
- Co ty tutaj robisz, Bieber?
- Stoję, a kurwa nie widać?
     Spuścił głowę i westchnął. Wiedziałem, że wolał mi oszczędzić przebywania w tym miejscu, ale nie musiał robić ze mnie pizdy i pozwolić mi zdecydować samemu. Nie jestem już małym chłopcem, za którego trzeba podejmować decyzje. Spojrzałem na niego i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Bruce. Jest okej, nie musisz się o mnie tak kurwa martwić, stary.
- Pytałem o Matta. – nie lubił się użalać, tak jak i ja. – Jedynym wyjściem, jest kurwa jego dobre sprawowanie. Nawet nasze kontakty i układy nie pomogą. Nienawidzą nas kurwa, zrobią wszystko, żeby wsadzić każdego z nas i naszych wszystkich znajomych.
- Podobno tu uczą kurwa sprawiedliwości. Od kiedy za bójkę dostaje się dwa lata odsiadki, zwłaszcza, że temu skurwysynowi nic się nie stało, miał kilka siniaków. Jak to w ogóle możliwe, że dostał się w ręce policji, przecież robi to od lat. Nawet nam czasami pomagał. Jak to możliwe? – zmierzwiłem swoje włosy, ciągnąc za ich końce.
- Nie wiem, kurwa, nic już nie wiem. – położył dłoń na swoim czole i wypuścił nadmiar powietrza z płuc. Nie był w dobrym stanie.
- Bruce. Mamy dużo do roboty, musimy wracać do domu.
- Co mamy kurwa do roboty?! Mam ochotę się najebać, Bieber. Dawno nie robiliśmy tego razem. Co ty na to?
      Spojrzeliśmy na siebie i postanowiłem odłożyć swój plany, a właściwie dwa na później. Chętnie potowarzyszę mojemu kumplowi, zresztą sam nie piłem już bardzo dawno. To nas trochę wyluzuje i na chwilę odciągnie od rzeczywistości. Przynajmniej zawsze tak było.
- Z tobą zawsze. – skleiliśmy męską piątkę i zaśmialiśmy się. – Connorem zajmiemy się kiedy indziej, a jeszcze później załatwię tego pierdolonego Sędzię.
- Nie będę teraz się z tobą kłócił, Justin. Więc udam kurwa, że tego nie słyszałem.
- Dobrze wiesz, że to zrobię, z waszą pomocą, czy bez niej. – przeszliśmy przez drzwi główne wielkiego budynku.
- Znam cię, nie musisz mi tego mówić. Tylko tym razem, ja decyduję o wszystkim co będziemy robić, rozumiesz co to oznacza? Decyduję też o tym, co ty zrobisz. – uniósł palec, wskazując na mnie.
- Jasne, mamo. – prychnąłem i rozłączyliśmy się, idąc do osobnych samochodów.

    Od kilkunastu minut siedzieliśmy w jedynym klubie w Worktown. Ja, Bruce, Marcel i Jason. Arthur został w domu, twierdząc, że nie ma ochoty na picie, bo poprzedniej nocy zabalował ze swoim bratem. Męczył go potwornie wielki kac. W sumie nie dziwiłem się, też nie ruszał bym się na krok ze swojego łóżka w takiej sytuacji.
     Siedzieliśmy z chłopakami przy ladzie, waląc kolejne szoty. Nie wiem, która to była kolejka. Po pierwszych 5 zgubiłem rachubę no i przestałem liczyć. Wyrwałem się z kręgu problemów i przez chwilę poczułem się jak normalny facet, z normalnym życiem, który nie wplątał się w gówno, które uziemiło go już do końca jego dni.
- Chcesz się napić z nami, kochanie? – spytałem, widząc obok siebie śliczną szatynkę, w krótkiej, jeansowej spódniczce.
     Spojrzała na mnie wyzywającym wzrokiem i nachyliła, kładąc swoją dłoń na moim udzie.
- Wolałabym zatańczyć. – szepnęła do mojego ucha, skubiąc jego płatek.
      Nieco odsunąłem się od niej i przechyliłem kolejny kieliszek czystej.
- No panowie, zaraz do was wrócę. – wstałem z krzesła i tak zakręciło mi się w głowie, że nieco wsparłem się na nowej nieznajomej. Najebałem się.
- I tak nie poruchasz. – usłyszałem Jamesa, na co pokazałem mu środkowy palec.
      Po krótkiej chwili znalazłem się z tą panną na parkiecie, w sumie po jego drugiej stronie. Zaczęła kręcić biodrami w rytm wolnej, ale rytmicznej piosenki. Światła były dość ciemne, więc moje oczy widziały dobrze, pomimo nadmiaru alkoholu we krwi. Dziewczyna ocierała się swoim tyłkiem o mojego penisa, który czułem, że robi się twardy. W chuj czasu temu miałem jakiekolwiek zbliżenie z dziewczyną, więc nie będzie musiała się zbyt starać. Uniosłem rękę w górę i bansowałem w rytm piosenki. Po chwili obydwie moje dłonie spoczywały na jej biodrach i dociskałem ją do siebie jeszcze mocniej.
- Wyjaw mi swoje imię, skarbie.. – szepnąłem jej do ucha, całując i gryząc przy tym skórę za nim.
     Dziewczyna zaśmiała się i odwróciła przodem do mnie. Wpiła swoje usta w moje i namiętnie pocałowała przez kilka sekund. Zarzuciła mi swoje dłonie na kark, a jedną z nich jeździła po moich włosach. Objąłem ją w pasie a drugą złapałem ją za tyłek i ścisnąłem mocno, na co jęknęła mi w usta.
- Hm?
- Scarlett. – westchnęła.
- Scarlett. – powiedziałem marzycielsko. Przechyliłem ją nieco w tył, trzymając dłonie na jej plecach, by się nie wywróciła i zacząłem całować ją od podbródka w dół, przez szyję, ssąc jej skórę i zostawiając mokre pocałunki, poprzez obojczyki, lekko przejeżdżając językiem po dekolt, na który poświęciłem nieco więcej czasu. Chciałem nieco ją rozgrzać. – Na co masz ochotę, Scarlett? – spytałem, wiedząc co odpowie.
- Na ciebie, chcę się z tobą pieprzyć. – powiedziała wprost do mojego ucha, na co przejechałem dłonią mocno od jej ramienia, przez fragment jej piersi, brzuch do samego biodra zahaczając o jej pachwinę. Ponownie mnie pocałowała.
- Chodźmy stąd, hm?
     Dziewczyna złapała mnie za rękę i zmierzyła w kierunku drzwi. W kierunku drugiego wyjścia z klubu, tylnego. Gdy znaleźliśmy się na powietrzu pobiegliśmy kawałek w głąb ciemnej uliczki, która była ślepa, więc nikogo nie mogło tam być. Popchnąłem ją, przyciskając do ściany, wsadzając rękę pod jej spódnice, masując przy tym jej udo. Zadarłem jej jedną nogę na siebie, trzymając przy swoich biodrach.
     Słyszałem pomruki jej zadowolenia, ale nie tylko to. Uliczka była długa, nie widziałem co było dalej, na jej końcu, ale wiedziałem, że ktoś tam kurwa był. Słyszałem krzyk.
- No dalej.. – błagała, a ja zorientowałem się, że przestałem pieścić jej szyję, lecz trzymałem usta tuż nad nią.
      Dziewczyna zamieniła nas miejscami. Przygwoździła mnie do ściany i rozpięła trzy górne guziki od mojej koszuli, całując moją klatkę piersiową. Zamknąłem oczy, próbując nie zwracać uwagi na krzyki, które słyszałem..
      Nim się zorientowałem, Scarlett była już na dole, a ja miałem obciągnięte spodnie, rozszerzyłem oczy z zaskoczenia, bo dawno nikt nie zajmował się mną w ten sposób.
      „Pomocy! Pomocy!” Byłem pewien, że to usłyszałem.
- Hey, przestań. – powiedziałem, do dziewczyny, która przede mną klęczała. Wydawała się mnie nie słyszeć. – Przestań już, kurwa. – położyłem dłoń na jej głowie, odpychając ją powoli, ale zdecydowanie.
- Co jest do cholery? – szatynka była zdziwiona, w sumie ja też. – To miało się skończyć inaczej.
- Wracaj do środka, zaraz tam będę. – szepnąłem, ujmując jej twarz w dłonie. Musiałem przerwać. Musiałem sprawdzić co tam się kurwa dzieje.
     Scarlett popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem, otworzyła usta ze zdumienia.
- Kochanie, zamknij już te usta.
- Co ty sobie wyobrażasz, ty pieprzony dupku?! – zaczęła okładać mnie pięściami w tors.
- Uspokój się, kurwa i wróć do środka!
     Odszedłem od niej i zapiąłem swoją koszulę do końca. Ruszyłem w przód, skąd wydobywały się tajemnicze krzyki. Nie interesowała mnie już w sumie ta dziewczyna, która wkurwiła się, że przerwałem jej gdy robiła mi dobrze. Przyśpieszyłem kroku i poczułem w środku, że to nie skończy się dobrze. Nie miałem ze sobą żadnej broni, Bruce nie byłby zadowolony, ale w tym momencie miałem to w dupie.
- Ratunku! Puszczajcie mnie, proszę! – słyszałem coraz wyraźniej.
     Zacząłem biec, a po krótkiej chwili dotarłem do źródła. Zobaczyłem dwóch facetów, którzy dobierali się do bezbronnej, kruchej dziewczyny. Nie byli specjalnie groźni z postury, jak dla mnie. Wszystko się we mnie zagotowało, zacisnąłem pięści.
- Daję wam kurwa pięć sekund na zabranie łap z tej dziewczyny. – wysyczałem.
- A kim ty kurwa jesteś, żeby nam rozkazywać?
- Nie pierdol, możemy się z tobą podzielić. – zaśmiali się oboje.
- Ja kurwa nie żartuję. Czas leci.
      Obdarzyli mnie takimi spojrzeniami, jakby naprawdę myśleli, że robie sobie żarty. Byli pewni siebie, nieświadomi co zaraz im zrobię.
- Dwa, jeden.. – powiedziałem, ruszając w ich stronę.
     Przyłożyłem pierwszemu w szczękę i nim zdążył mi oddać, złapałem jego rękę w łokciu i bez wahania wygiąłem w drugą stronę, łamiąc ją. Z jego ust wydobył się niewiarygodny wrzask bólu. Drugi podbiegł, chcąc mu pomóc, ale również spotkał się z moimi pięściami. Oddał mi kilka razy, co zabolało, jak każde uderzenie, ale po moich dwóch prostych upadł na ziemię, a ja usiadłem na nim nadal okładając go ciosami. Krew leciała z jego nosa, a on błagał bym przestał.
- Dotkniesz jeszcze kiedyś kobiety, wbrew jej woli? – spytałem, ściskając jego szczękę w jednej dłoni. Zauważyłem, że porwał mi koszulę.
- Nie. – wyjąkał. – Odpuść mi już. – splunął krwią.
     Wstałem z niego, ale ten zamknął oczy i odpłynął do innej krainy. Nie przejmowałem się nim teraz ani trochę. Podszedłem do dziewczyny, poprawiając sobie włosy. Rozprostowałem dłoń.
- Wszystko w porządku? – spytałem delikatnie.
- Tak. – odparła cicho, patrząc swoimi zapłakanymi oczami w moje.
- Chodź, odwiozę cię do domu. – podałem jej dłoń, ale dziewczyna nie chciała jej ująć. - Hey, nie skrzywdzę cię, wierzysz mi?
- Nie wiem już w co wierzyć. - jej wzrok był naprawdę mocno wystraszony. Po chwili wahania, ujęła ją podciągając się. 
     Zakołysała się, a ja poczułem, jakbym w ogóle nie pił. Złapałem ją pod bok, by się nie przewróciła i zacząłem prowadzić w stronę ulicy.
- Zdradzisz mi swoje imię? – odgarnąłem jej ciemne włosy ze swojego policzka.
- Kelsey. – odparła drżącym głosem.
     Uśmiechnąłem się, wyjmując telefon z jej kieszeni. Najpierw wpisałem swój numer, który jej zapisałem, później wybrałem Spencera, mojego kumpla.
- Stary, przyjedź pod klub, mam sprawę. – powiedziałem do telefonu.
      Podprowadziłem dziewczynę do ulicy, ta oparła się o mnie całym ciężarem, kładąc swoją głowę w zagłębieniu mojego obojczyka. Poczułem się dość dziwnie, naprawdę, jakby coś było nie tak jak potrzeba, a może właśnie było dobrze? Sam nie potrafię tego opisać. Po chwili podjechał Spencer swoim ciemnym samochodem. Uchylił okno od strony pasażera.
- O co chodzi, Bieber?
- Zawieź ją do domu, okej? – podniosłem głos.
      Uniosłem głowę dziewczyny, która niemal spała i spojrzałem w jej ciemne oczy.
- Hey, Kelsey. Zadzwoń do mnie jutro, hm?
      Pokiwała głową a ja pomogłem wsiąść jej na tylne siedzenie. Zamknąłem za nią drzwi i patrzyłem jak Spencer odjeżdża z piskiem opon. Wypuściłem powietrze i mając zamiar wracać do środka, zauważyłem Bruce, który właśnie wyszedł z klubu.
- Co jest kurwa?! – podniósł głos, widząc, jak wyglądam.


~~~*~~~ 
INFORMOWANI  -   zapisywać się!
Pierwszy rozdział jak widać się pojawił już :)
CZYTANIE = KOMENTOWANIE

13 komentarzy:

  1. Aaaaw pierwsza rozdział kocham<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, cieszę się, że są inne wydarzenia niż w tamtym! <3
    Mam nadzieję, że nn pojawi się już niedługo! :D
    Zapraszam również na moje nowe opowiadanie: labrer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Na wstępie, proponuję wyjustować tekst. Będzie wyglądał estetyczniej. Co do samej notki, mogę stwierdzić, że dobra robota. Nie boisz się mocnych słów i trzymasz się wykreowanego świata, dzięki temu.
    Okej, Bruce... tak, Burce - tak, polubiłam go :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział. Czekam na kolejny :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super <3 czekam. nn

    OdpowiedzUsuń
  7. normalnie nie moge i znów nie mam się czego doczepić *.*
    boże już to kocham ... ;* ~ Maja

    OdpowiedzUsuń
  8. Prosiłaś mnie o szczerą opinię, więc spełniam Twoją prośbę.
    Po pierwsze, dość oklepana fabuła, ale każda z osobna ma w sobie coś innego. Jedyne co mi się nie podoba to wstawianie tych gifów co chwilę. Moim zdaniem to trochę psuje wygląd całego opowiadania. Ale nie wiem, może to tylko takie moje wrażenie.
    Tak czy inaczej, szerszą opinię będę mogła wystawić Ci dopiero po paru rozdziałach. Teraz jest jeszcze za mało, bym mogła cokolwiek więcej powiedzieć.
    Czekam jednak z niecierpliwością na następny rozdział!
    Pozdrawiam,
    www.onelife-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. *-* niektórzy bohaterowie z Dengera ale co tam jak to kocham hahha

    OdpowiedzUsuń