3 lata wcześniej…
Podparłem się pod biodra wiedząc, gdzie właśnie
chcieli mnie zabrać. Siedziałem w celi już kilkanaście, jak nie set godzin.
Noc, bo nie wiem czy mogę nazwać to spaniem, spędzałem na cienkim materacu,
którego sprężyny czułem na całej długości kręgosłupa. W sumie dobrze znałem te
warunki. Nie raz lądowałem w aresztach na dobę, czy dwie, dopóki moi kumple nie
zdołali mnie stąd wyciągnąć i wzajemnie. Wszyscy dobrze znaliśmy więzienne cele
w Worktown. Gdy zostałem tu wtrącony, w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia.
Choć powinno, bo tym razem nie byłem tu za pobicie, tylko za morderstwo.
- Bieber,
wyłaź. – strażnik otworzył moją celę i złapał mnie za ramię, popychając.
Miałem ochotę mu przypierdolić, naprawdę cudem
się powstrzymałem. Dałbym radę nawet z kajdankami, którymi skuł mi nadgarstki.
Kazał iść mi za sobą, jakbym nie znał drogi. Po chwili znajdowałem się już na
korytarzu, a ten duży strażnik wziął mnie pod rękę, że niby z niego taki
chojrak, że ja niby jestem nikim, że nic już nie mogę zrobić. Zaśmiałem się pod
nosem. Zmierzaliśmy w stronę sali sądowej, to był dzień, w którym wszystko się
wyjaśni. Wielkimi krokami zbliżał się moment, w którym usłyszę swój wyrok za
zabójstwo Scotta McArey’a.
Wprowadził mnie na sale, na której
wczoraj składałem zeznania, moi kumple byli przesłuchiwani jako świadkowie oraz
świta Scotta. Nie miałem zielonego pojęcia jak to się skończy, więc z
podniesioną głową zająłem swoje miejsce po
prawej stronie Wysokiego Sądu, za ławą oskarżonego.
Mój obrońca – Alison Peg – już tam na
mnie czekała. Na ławie leżało mnóstwo kartek, jej notatek, gdzie spisany był
przebieg rozprawy, tego co ona ma do powiedzenia i tego, co ja powinienem mieć.
Posłała mi pocieszający uśmiech, a ja totalnie to olałem. Spojrzałem za siebie.
Na miejscach wyznaczonych dla tak zwanej widowni ujrzałem Bruce, Jasona,
Marcela i Arthura – członków mojego
gangu, oraz osobę, której nigdy bym się tam nie spodziewał. Zobaczyłem moją
matkę, siedzącą na szarym końcu, ledwie widoczną pośród tych wszystkich
postawnych facetów i grubych moherów. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiem czy
chciałem żeby tu była, ale poczułem przez chwilę spokój w sercu, że przy mnie
jest, że jednak nie jestem jej tak obojętny. Miała tak cholernie smutny wzrok,
a mimo tego próbowała pocieszyć mnie swoim ciepłym uśmiechem. W tej chwili to
byłem na nią wściekły, że tym małym gestem próbowała mnie usprawiedliwiać. Nawet
teraz.
Zacisnąłem pięści, kiedy mój wzrok powędrował
do śmiejących się gęb kumplów Scotta, którzy tylko czekali na to, jak mnie
skażą, jak będę gnić w więzieniu.
-
Spokojnie, panie Bieber, już nie warto. – uspokajała mnie Alison, jej tez
miałem ochotę powiedzieć, żeby spierdalała. Ale broniła mnie, musiałem chociaż
dla niej się uspokoić.
Bruce spojrzał na mnie i mrugnął do mnie
uspokajająco. Wiedziałem, że bez względu na wszystko będzie po mojej stronie. Ale
wiedziałem też, że to był koniec. Nie byłem już wolny. Nie będę mógł im pomóc.
- Proszę
wstać, Sąd idzie. – usłyszeli wszyscy.
Podniosłem się z wygodnego krzesła i
spojrzałem w kierunku tego śmiecia, który już raz skazał mnie na kilka
miesięcy. – Filiph Jones. – następny na mojej liście.
- Po
obradach Wysokiego Sądu oraz ławy przysięgłych, ogłaszam wyrok w sprawie
morderstwa Scotta McArey’a. Justin Bieber zostaje uznany za…
Wczorajszy dzień…
- Jak mój klient zachowywał się, gdy
znaleźliście się już w magazynie McArey’a? – Alison, skierowała pytanie do
tego, który zeznawał. Bacznie go obserwowałem, mając nadzieję, że skorzysta z
naszej wspólnej wersji.
- Weszliśmy do ich magazynu spokojnie.
Mówię szczerze, nie mieliśmy zamiaru nawet z nimi się bić, nie było nam to
potrzebne. Byliśmy przygotowani na groźby i zastraszania. – odchrząknął Bruce.
– W sumie McArey zaczął popychał go, odgrażać
się, że go zabije i że..zerżnie jego matkę. – zawahał się, bo wiedział, że ona
tu siedzi. – Przepraszam, ale kto do kurwy nędzy by nie uderzył takiego
śmiecia?
- Czyli z tego co pan mówi, oskarżony
pierwszy uderzył ofiarę? – zagadnął prokurator.
- Odepchnął go od siebie.
- Czyli pierwszy użył przemocy
fizycznej?
- Niech pan nie próbuje mi wjechać na
sumienie, albo żebym wsypał kumpla, bo wiem co mówię. Justin odepchnął go, bo
Scott prędzej czy później by mu zajebał.
- Dobrze, proszę kontynuować. Co stało
się dalej, panie Sertori?
- Więc, gdy Justin odepchnął Scotta,
ten wpadł w szał. Po prostu zaczął okładać go pięściami, był bardzo pewny
siebie. My zajęliśmy się resztą. Tyle. Później, gdy usłyszałem strzał,
przerwałem, wszyscy przerwali. Zobaczyłem Justina z zakrwawioną twarzą, całą
obitą, stał nad ciałem McArey’a.
- Czy to wszystko? Uważa pan, że
Justin zrobił to w obronie własnej?
- Pewnie, że tak. Powtarzam. Nie
mieliśmy nawet zamiaru się z nimi bić. Bieber co prawda jest bardzo nerwowy, i
tak długo wytrzymał, słuchając jak Scott go poniża, każdy by się wkurwił.
- Proszę nie wypowiadać się w imieniu
innych, panie Sertori. – usłyszeliśmy oskarżyciela.
Widziałem, jak działa mu na nerwy, tak samo jak i mi. Jak zaraz nie
zamknie swojego ryja, to nie wiem co Bruce mu zrobi. Ściskał drewno tak mocno,
że pobielały mu knykcie.
- Ja pier… - zatrzymał się. – A gdyby
wyzywali twoją matkę, mówili, że cię zabiją i będą cieszyć się z każdej
sekundy, twojego cierpienia, mówiąc, że to najlepsze chwile w ich życiu, że
odbiorą ci wszystko co masz i zemszczą się także na twoich bliskich, stałbyś
kurwa spokojnie i uśmiechał się? – oddychał głęboko, a ja byłem z niego dumny.
Myślałem, że zaraz odejdzie od tej barierki, bo co chwila odsuwał się od niej o
kilka kroków i znów wracał.
- Proszę się uspokoić, panie Sertori.
To sala Sądowa, przypominam po raz ostatni. – odezwał się sam Sędzia Jones,
który co chwilę patrzył na mnie pogardliwym wzrokiem. - Czy strony mają jeszcze jakieś pytania do
świadka?
- Nie.
- Ja również nie, dziękuję.
- Może pan usiąść. Zapraszam pana
Marcela….
Znów skierował swój wzrok na mnie, tym razem mówił on sam za siebie.
„Żadne zeznania nie zmienią mojego wyroku, zginiesz w pierdlu.”
Kilka godzin przed
rozprawą…
Siedziałem w celi i kolejną godzinę wpatrywałem się w murowaną ścianę.
Miałem już kurwa dosyć tych przesłuchań, rozpraw, chciałbym, żeby był już po
wszystkim. To było naprawdę męczące i nudne, w chuj nudne.
- Panie Bieber. – usłyszałem. – Znów
się spotykamy.
- Czym zasłużyłem sobie na taką
wizytę? Każdego pan tak gnębi?
- Nie każdego. Tylko tych, którzy
sobie na to zasłużyli. – patrzył w moje oczy, pełne nienawiści do niego.
- Czego chcesz, Jones?
- Chciałem zobaczyć twoją minę, w
dzień, w który wsadzę cię do pierdla na kilka dobrych lat. – zaśmiał mi się w
twarz.
Nie mogłem wytrzymać wyrazu jego twarzy, poderwałem się z tego łóżko
podobnego czegoś i dopadłem do krat, które chwyciłem w dłonie. Wpatrywaliśmy
się w siebie przez dłuższą chwilę, a ja podczas tego momentu wyobrażałem sobie,
co zrobiłbym, gdybym stał tam z nim, po drugiej stronie. Zabiłbym tego
skurwysyna.
- Jak się okazuje nie jesteś taki
niepokonany, Bieber. Mam twoje życie w garści, to ja teraz decyduje o tym co z
tobą będzie. Dobrze wiesz, że nienawidzę ludzi, którzy stawiają się ponad
wszystkich a w dodatku szarżują w moim mieście, zakłócając jego normalne
funkcjonowanie. Dziękuję Bogu, że nie mam takiego syna, jak ty. Zawsze będę
chronił swoją córkę, od takich jak ty.
- Gdy stąd wyjdę, zobaczymy kto będzie
śmiał się ostatni. – splunąłem. – Zobaczymy czy zdołasz spełnić wszystkie swoje
słowa. Ja przynajmniej dotrzymuję obietnic, a jedną z nich jest to, że będziesz
przeze mnie cierpiał. Zapamiętaj to, Jones. – zaśmiał się, a ja uderzyłem
otwartą dłonią w kraty, na co nie drgnął. Odszedłem i skryłem się w mroku, gdzie
stało moje łóżko.
Po dłuższej chwili, słyszałem jak odchodzi.
- Justin
Bieber został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci oraz skazany
na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Zamykam rozprawę.
– rozległy się uderzenia młotkiem, jak to bywało w sądach.
Nie wiedziałem co czułem, serce waliło mi
jak oszalałe, nawet nie zorientowałem się, kiedy strażnik wyprowadzał mnie już
z sali Sądowej. Nasze spojrzenia się spotkały, jedynej kobiety, którą
szanowałem w całym swoim życiu.
-
Przepraszam. – wyszeptałem bezgłośnie, obserwując moją zapłakaną matkę, która
chciała przedrzeć się przez tłum, ale zatrzymał ją Bruce, który również
odnalazł mój wzrok. Widziałem, że cierpi, że nie chciał by się tak stało.
Pewnie obwiniał się, że nie zrobił nic, co by mi pomogło.
A ja wiedziałem, że to nie koniec. Wrócę
do nich. Odwróciłem się jeszcze na sekundę i widziałem tego, który mnie skazał.
Stał prosto i patrzył, jak mnie wyprowadzają.
-----------------------------------------------
Witam ponownie.
Tak jak wcześniej mówiłam, fabuła została zmieniona, z poprzedniej zostały tylko trzy imiona <Justin, Kelsey, Bruce>, oraz to, że Justin ma niebezpiecznych kolegów :D
Szablon jak na razie jest przejściowy, czekam aż jakaś szabloniarnia podejmie się zadania :)
Zapraszam do BOHATERÓW
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na trochę, zachęcam, bo będzie się dziaało :D
Zapisujcie się do INFORMOWANYCH
-----------------------------------------------
Witam ponownie.
Tak jak wcześniej mówiłam, fabuła została zmieniona, z poprzedniej zostały tylko trzy imiona <Justin, Kelsey, Bruce>, oraz to, że Justin ma niebezpiecznych kolegów :D
Szablon jak na razie jest przejściowy, czekam aż jakaś szabloniarnia podejmie się zadania :)
Zapraszam do BOHATERÓW
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na trochę, zachęcam, bo będzie się dziaało :D
Zapisujcie się do INFORMOWANYCH
Kocham <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńKiedy next
SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3 świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny prolog;)) Dobrze, że napisałaś go od nowa;)) Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział i życzę powodzenia;)):**
OdpowiedzUsuńProlog mi się podoba i cieszę się, że pozmieniałaś to wszystko :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!
love-quintessence.blogspot.com
Dobra, po raz pierwszy, jak nie czytam historii z JB to zachęciłaś mnie bym tutaj została. Dobra fabuła, mili dla oka bohaterowie i prawdziwe wypowiedzi, jak i zachowania dla wykreowanej grupy "złych chłopców" - lubię, jak ktoś pisze tak jak należy, a nie naciąga i zmyśla.
OdpowiedzUsuńZostaję z Tobą, ale kurcze... mam dylemat, bo Dan, jak i Bruce mnie urzekli. I nie wiem po której stronie stanąć ;)
Pozdrawiam.
Wow, super, dziękuję bardzo ;)
UsuńAż uśmiech mi się na twarzy pojawił :) Wiesz.. Właśnie z tymi dwoma postaciami miałam problem, nie wiedziałam jakiego aktora podpiąć pod postać w opowiadaniu :) Masz rację.. Bruce urzeka i to nawet bardzo, więc bardzo dobrze Cię rozumiem. Zupełnie jak Dan i aktor, który urzyczył swojej twarzy :D Michael Malarkey, popularny Enzo z The Vampire Diaries. Cieszę się, bo widzę, że mamy podobne gusta, ale nie zapominajmy o Justinie, jak dla mnie zwycięża :D
Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że naprawdę zostaniesz ze mną ;)
<333 Juz to kocham :) i bede tu czesto wpadac :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Naprawdę podoba mi się Twój styl pisania. Zyskałaś nową czytelniczkę :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada. Czekam na pierwszy rozdział <3
OdpowiedzUsuńlovelove duzo os to czyta tylko nie chce im sie komentowac cudowne
OdpowiedzUsuńkomentarze zachęcają do czytania i pokazują autorce, że jednak ktoś to czyta i jest dla kogo pisać :)
UsuńZajebisty początek już kocham to FF #muchlove
OdpowiedzUsuńcuddddowne *.*
OdpowiedzUsuńnie mam się czego doczepić yghhhh ... *.*
~ Maja ;*