2.08.2014

Prolog

3 lata wcześniej…
    Podparłem się pod biodra wiedząc, gdzie właśnie chcieli mnie zabrać. Siedziałem w celi już kilkanaście, jak nie set godzin. Noc, bo nie wiem czy mogę nazwać to spaniem, spędzałem na cienkim materacu, którego sprężyny czułem na całej długości kręgosłupa. W sumie dobrze znałem te warunki. Nie raz lądowałem w aresztach na dobę, czy dwie, dopóki moi kumple nie zdołali mnie stąd wyciągnąć i wzajemnie. Wszyscy dobrze znaliśmy więzienne cele w Worktown. Gdy zostałem tu wtrącony, w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia. Choć powinno, bo tym razem nie byłem tu za pobicie, tylko za morderstwo.
- Bieber, wyłaź. – strażnik otworzył moją celę i złapał mnie za ramię, popychając.
      Miałem ochotę mu przypierdolić, naprawdę cudem się powstrzymałem. Dałbym radę nawet z kajdankami, którymi skuł mi nadgarstki. Kazał iść mi za sobą, jakbym nie znał drogi. Po chwili znajdowałem się już na korytarzu, a ten duży strażnik wziął mnie pod rękę, że niby z niego taki chojrak, że ja niby jestem nikim, że nic już nie mogę zrobić. Zaśmiałem się pod nosem. Zmierzaliśmy w stronę sali sądowej, to był dzień, w którym wszystko się wyjaśni. Wielkimi krokami zbliżał się moment, w którym usłyszę swój wyrok za zabójstwo Scotta McArey’a.
      Wprowadził mnie na sale, na której wczoraj składałem zeznania, moi kumple byli przesłuchiwani jako świadkowie oraz świta Scotta. Nie miałem zielonego pojęcia jak to się skończy, więc z podniesioną głową zająłem swoje miejsce po  prawej stronie Wysokiego Sądu, za ławą oskarżonego.
       Mój obrońca – Alison Peg – już tam na mnie czekała. Na ławie leżało mnóstwo kartek, jej notatek, gdzie spisany był przebieg rozprawy, tego co ona ma do powiedzenia i tego, co ja powinienem mieć. Posłała mi pocieszający uśmiech, a ja totalnie to olałem. Spojrzałem za siebie. Na miejscach wyznaczonych dla tak zwanej widowni ujrzałem Bruce, Jasona, Marcela i Arthura – członków  mojego gangu, oraz osobę, której nigdy bym się tam nie spodziewał. Zobaczyłem moją matkę, siedzącą na szarym końcu, ledwie widoczną pośród tych wszystkich postawnych facetów i grubych moherów. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiem czy chciałem żeby tu była, ale poczułem przez chwilę spokój w sercu, że przy mnie jest, że jednak nie jestem jej tak obojętny. Miała tak cholernie smutny wzrok, a mimo tego próbowała pocieszyć mnie swoim ciepłym uśmiechem. W tej chwili to byłem na nią wściekły, że tym małym gestem próbowała mnie usprawiedliwiać. Nawet teraz.
       Zacisnąłem pięści, kiedy mój wzrok powędrował do śmiejących się gęb kumplów Scotta, którzy tylko czekali na to, jak mnie skażą, jak będę gnić w więzieniu.
- Spokojnie, panie Bieber, już nie warto. – uspokajała mnie Alison, jej tez miałem ochotę powiedzieć, żeby spierdalała. Ale broniła mnie, musiałem chociaż dla niej się uspokoić.
       Bruce spojrzał na mnie i mrugnął do mnie uspokajająco. Wiedziałem, że bez względu na wszystko będzie po mojej stronie. Ale wiedziałem też, że to był koniec. Nie byłem już wolny. Nie będę mógł im pomóc.
- Proszę wstać, Sąd idzie. – usłyszeli wszyscy.
      Podniosłem się z wygodnego krzesła i spojrzałem w kierunku tego śmiecia, który już raz skazał mnie na kilka miesięcy. – Filiph Jones. – następny na mojej liście.
- Po obradach Wysokiego Sądu oraz ławy przysięgłych, ogłaszam wyrok w sprawie morderstwa Scotta McArey’a. Justin Bieber zostaje uznany za…

Wczorajszy dzień…
- Jak mój klient zachowywał się, gdy znaleźliście się już w magazynie McArey’a? – Alison, skierowała pytanie do tego, który zeznawał. Bacznie go obserwowałem, mając nadzieję, że skorzysta z naszej wspólnej wersji.
- Weszliśmy do ich magazynu spokojnie. Mówię szczerze, nie mieliśmy zamiaru nawet z nimi się bić, nie było nam to potrzebne. Byliśmy przygotowani na groźby i zastraszania. – odchrząknął Bruce. – W sumie McArey zaczął  popychał go, odgrażać się, że go zabije i że..zerżnie jego matkę. – zawahał się, bo wiedział, że ona tu siedzi. – Przepraszam, ale kto do kurwy nędzy by nie uderzył takiego śmiecia?
- Czyli z tego co pan mówi, oskarżony pierwszy uderzył ofiarę? – zagadnął prokurator.
- Odepchnął go od siebie.
- Czyli pierwszy użył przemocy fizycznej?
- Niech pan nie próbuje mi wjechać na sumienie, albo żebym wsypał kumpla, bo wiem co mówię. Justin odepchnął go, bo Scott prędzej czy później by mu zajebał.
- Dobrze, proszę kontynuować. Co stało się dalej, panie Sertori?
- Więc, gdy Justin odepchnął Scotta, ten wpadł w szał. Po prostu zaczął okładać go pięściami, był bardzo pewny siebie. My zajęliśmy się resztą. Tyle. Później, gdy usłyszałem strzał, przerwałem, wszyscy przerwali. Zobaczyłem Justina z zakrwawioną twarzą, całą obitą, stał nad ciałem McArey’a.
- Czy to wszystko? Uważa pan, że Justin zrobił to w obronie własnej?
- Pewnie, że tak. Powtarzam. Nie mieliśmy nawet zamiaru się z nimi bić. Bieber co prawda jest bardzo nerwowy, i tak długo wytrzymał, słuchając jak Scott go poniża, każdy by się wkurwił.
- Proszę nie wypowiadać się w imieniu innych, panie Sertori. – usłyszeliśmy oskarżyciela.
      Widziałem, jak działa mu na nerwy, tak samo jak i mi. Jak zaraz nie zamknie swojego ryja, to nie wiem co Bruce mu zrobi. Ściskał drewno tak mocno, że pobielały mu knykcie.
- Ja pier… - zatrzymał się. – A gdyby wyzywali twoją matkę, mówili, że cię zabiją i będą cieszyć się z każdej sekundy, twojego cierpienia, mówiąc, że to najlepsze chwile w ich życiu, że odbiorą ci wszystko co masz i zemszczą się także na twoich bliskich, stałbyś kurwa spokojnie i uśmiechał się? – oddychał głęboko, a ja byłem z niego dumny. Myślałem, że zaraz odejdzie od tej barierki, bo co chwila odsuwał się od niej o kilka kroków i znów wracał.
- Proszę się uspokoić, panie Sertori. To sala Sądowa, przypominam po raz ostatni. – odezwał się sam Sędzia Jones, który co chwilę patrzył na mnie pogardliwym wzrokiem. -  Czy strony mają jeszcze jakieś pytania do świadka?
- Nie.
- Ja również nie, dziękuję.
- Może pan usiąść. Zapraszam pana Marcela….
       Znów skierował swój wzrok na mnie, tym razem mówił on sam za siebie. „Żadne zeznania nie zmienią mojego wyroku, zginiesz w pierdlu.”



Kilka godzin przed rozprawą…
     Siedziałem w celi i kolejną godzinę wpatrywałem się w murowaną ścianę. Miałem już kurwa dosyć tych przesłuchań, rozpraw, chciałbym, żeby był już po wszystkim. To było naprawdę męczące i nudne, w chuj nudne.
- Panie Bieber. – usłyszałem. – Znów się spotykamy.
- Czym zasłużyłem sobie na taką wizytę? Każdego pan tak gnębi?
- Nie każdego. Tylko tych, którzy sobie na to zasłużyli. – patrzył w moje oczy, pełne nienawiści do niego.
- Czego chcesz, Jones?
- Chciałem zobaczyć twoją minę, w dzień, w który wsadzę cię do pierdla na kilka dobrych lat. – zaśmiał mi się w twarz.
      Nie mogłem wytrzymać wyrazu jego twarzy, poderwałem się z tego łóżko podobnego czegoś i dopadłem do krat, które chwyciłem w dłonie. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę, a ja podczas tego momentu wyobrażałem sobie, co zrobiłbym, gdybym stał tam z nim, po drugiej stronie. Zabiłbym tego skurwysyna.
- Jak się okazuje nie jesteś taki niepokonany, Bieber. Mam twoje życie w garści, to ja teraz decyduje o tym co z tobą będzie. Dobrze wiesz, że nienawidzę ludzi, którzy stawiają się ponad wszystkich a w dodatku szarżują w moim mieście, zakłócając jego normalne funkcjonowanie. Dziękuję Bogu, że nie mam takiego syna, jak ty. Zawsze będę chronił swoją córkę, od takich jak ty.
- Gdy stąd wyjdę, zobaczymy kto będzie śmiał się ostatni. – splunąłem. – Zobaczymy czy zdołasz spełnić wszystkie swoje słowa. Ja przynajmniej dotrzymuję obietnic, a jedną z nich jest to, że będziesz przeze mnie cierpiał. Zapamiętaj to, Jones. – zaśmiał się, a ja uderzyłem otwartą dłonią w kraty, na co nie drgnął. Odszedłem i skryłem się w mroku, gdzie stało moje łóżko.
      Po dłuższej chwili, słyszałem jak odchodzi.

- Justin Bieber został uznany za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci oraz skazany na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Zamykam rozprawę. – rozległy się uderzenia młotkiem, jak to bywało w sądach.
      Nie wiedziałem co czułem, serce waliło mi jak oszalałe, nawet nie zorientowałem się, kiedy strażnik wyprowadzał mnie już z sali Sądowej. Nasze spojrzenia się spotkały, jedynej kobiety, którą szanowałem w całym swoim życiu.
- Przepraszam. – wyszeptałem bezgłośnie, obserwując moją zapłakaną matkę, która chciała przedrzeć się przez tłum, ale zatrzymał ją Bruce, który również odnalazł mój wzrok. Widziałem, że cierpi, że nie chciał by się tak stało. Pewnie obwiniał się, że nie zrobił nic, co by mi pomogło.
      A ja wiedziałem, że to nie koniec. Wrócę do nich. Odwróciłem się jeszcze na sekundę i widziałem tego, który mnie skazał. Stał prosto i patrzył, jak mnie wyprowadzają. 

-----------------------------------------------
Witam ponownie.
Tak jak wcześniej mówiłam, fabuła została zmieniona, z poprzedniej zostały tylko trzy imiona <Justin, Kelsey, Bruce>, oraz to, że Justin ma niebezpiecznych kolegów :D
Szablon jak na razie jest przejściowy, czekam aż jakaś szabloniarnia podejmie się zadania :)
Zapraszam do BOHATERÓW
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na trochę, zachęcam, bo będzie się dziaało :D
Zapisujcie się do INFORMOWANYCH

14 komentarzy:

  1. Kocham <3 <3 <3
    Kiedy next

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nn <3 świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny prolog;)) Dobrze, że napisałaś go od nowa;)) Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział i życzę powodzenia;)):**

    OdpowiedzUsuń
  5. Prolog mi się podoba i cieszę się, że pozmieniałaś to wszystko :)
    Czekam na nn!
    love-quintessence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, po raz pierwszy, jak nie czytam historii z JB to zachęciłaś mnie bym tutaj została. Dobra fabuła, mili dla oka bohaterowie i prawdziwe wypowiedzi, jak i zachowania dla wykreowanej grupy "złych chłopców" - lubię, jak ktoś pisze tak jak należy, a nie naciąga i zmyśla.
    Zostaję z Tobą, ale kurcze... mam dylemat, bo Dan, jak i Bruce mnie urzekli. I nie wiem po której stronie stanąć ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, super, dziękuję bardzo ;)
      Aż uśmiech mi się na twarzy pojawił :) Wiesz.. Właśnie z tymi dwoma postaciami miałam problem, nie wiedziałam jakiego aktora podpiąć pod postać w opowiadaniu :) Masz rację.. Bruce urzeka i to nawet bardzo, więc bardzo dobrze Cię rozumiem. Zupełnie jak Dan i aktor, który urzyczył swojej twarzy :D Michael Malarkey, popularny Enzo z The Vampire Diaries. Cieszę się, bo widzę, że mamy podobne gusta, ale nie zapominajmy o Justinie, jak dla mnie zwycięża :D
      Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że naprawdę zostaniesz ze mną ;)

      Usuń
  7. <333 Juz to kocham :) i bede tu czesto wpadac :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się ciekawie. Naprawdę podoba mi się Twój styl pisania. Zyskałaś nową czytelniczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie się zapowiada. Czekam na pierwszy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. lovelove duzo os to czyta tylko nie chce im sie komentowac cudowne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. komentarze zachęcają do czytania i pokazują autorce, że jednak ktoś to czyta i jest dla kogo pisać :)

      Usuń
  11. Zajebisty początek już kocham to FF #muchlove

    OdpowiedzUsuń
  12. cuddddowne *.*
    nie mam się czego doczepić yghhhh ... *.*
    ~ Maja ;*

    OdpowiedzUsuń